Widzew 2010/2011

2010/2011 Lech Poznań - Widzew Łódź (1:0)

27.02.2011 (1:0)

 

Video

 

Relacja

91 dni czekali kibice Widzewa na kolejny ligowy mecz swojej drużyny. Jeszcze dłużej trwała przerwa wyjazdowa. Od wizyty w Gdańsku minęło bowiem ponad 3 miesiące. Niedziela, 27 lutego, była ważnym dniem nie tylko ze względu na start rundy wiosennej, ale również z powodu walki kibiców o stadion dla swojego klubu.

1. Manifestacja pod Urzędem Miasta Łodzi

Zbiórka na wyjazd do Poznania wyznaczona została na godzinę 8:30 w samym centrum Łodzi. Kilka minut później 1500-2000 kibiców Widzewa udało się marszem przez ulicę Piotrkowską w kierunku budynku z nr 104, czyli Urzędem Miasta Łodzi. Na czele pochodu rozwinięto transparent o treści:  "Przed wyborami stadion Widzewa obiecywaliście, PO już zapomnieliście". Ludziom nie wtajemniczonym w całą sprawę wyjaśnić należy, iż poprzednia ekipa rządząca zadeklarowała pomoc włodarzom klubu w budowie nowego stadionu. Oczywiście nie chodziło o żebranie, jak to w zwyczaju mają kibice innego łódzkiego klubu, a jedynie o wsparcie logistyczno-prawne ze strony "miasta". Właściciele klubu, wg ówczesnych ustaleń, mieliby otrzymać grunty pod budowę z 99% bonifikatą, a obiekt budować już za własne, prywatne pieniądze. Jedyną finansową pomocą radnych miała być modernizacja dróg wokół nowego stadionu, co notabene należy przecież do obowiązków gospodarzy Łodzi. Niestety Platforma Obywatelska tradycyjnie po wyborach zapomniała o obietnicach i zaczęły się schody. Problemy stwarzane przez rządzących miastem skutecznie uniemożliwiały realizację projektu. Pani Prezydent Zdanowska kilkukrotnie zmieniała koncepcję co do ilości stadionów w Łodzi i ewentualnej budowy obiektu miejskiego. Wobec nieudolności pracowników UMŁ postanowili więc zaprotestować kibice Widzewa, zmartwieni losem klubu, który w obecnych warunkach infrastrukturalnych istnieć w elicie dłużej nie może. Podczas przemarszu i pod samym budynkiem UMŁ fani Widzewa skandowali m.in.: "Chcemy stadionu" oraz "Zdanowska, nie odpuścimy". Do manifestujących fanów wyszła dyrektor wydziału sportu UMŁ Luiza Staszczak-Gąsiorek, która przyjęła od protestujących petycję. Widzewiacy prosili w niej o nie uniemożliwianie budowy stadionu.

Wbrew oczekiwaniom mediów, nastawionych wyłącznie na filmowanie awantur i dantejskich scen z "Pietryny", nie wydarzyło się nic skandalicznego. Nikogo nie zgwałcono i nie obrabowano. Nie przydała się też więźniarka i polewaczka z wodą. Kibice pośpiewali jeszcze kilka chwil, zapłonęło parę rac i fani rozeszli się.



2. Wyjazd

Większość sympatyków łódzkiego Widzewa udała się w kierunku dworca Łódź Fabryczna. Tam czekał już podstawiony pociąg specjalny mający zawieźć "Czerwoną Armię" do Poznania na mecz z Lechem. Skład wyruszył po godzinie 10:00; po drodze zabrał jeszcze kibiców na "Niciarce", a dalej w Zgierzu, Ozorkowie, Kutnie oraz w Kostrzyniu Wlkp. Za pociągiem przez cały czas fruwał policyjny helikopter, oczywiście za pieniądze podatników. Warto odnotować, że na trasie przejazdu czekało kilka atrakcji. W Zgierzu tamtejsi Widzewiacy wywiesili transparent o treści: "W Zgierzu bez zmiany - RTS Pany". Samych siebie przeszli natomiast kibice RTS-u z Poznania, którzy nie tylko postarali się o napisy sławiące Widzew w okolicy dworca docelowego, ale także przygotowali mieszkańcom tego miasta niespodziankę. Poznaniacy znaleźli w swoich skrzynkach pocztowych ulotki zapraszające na mecz i fanatyczny doping "Czerwonej Armii". Na mieście pojawiły się plakaty, wlepki, a w centrum nawet efektowne zaproszenie multimedialne na telebimie!

Niestety podróż "specjalem" wydłużyła się znacznie. Swoje dołożyła też policja, która fatalnie zorganizowała Widzewiakom miejskie autobusy mające ich zawieźć z Poznania-Franowo na Bułgarską. Na skutek opóźnień grupa dojechała pod bramy stadionu tuż przed pierwszym gwizdkiem. Tam okazało się, że szykowany na Euro 2012 stadion w ogóle nie jest przygotowany do przyjęcia takiej liczby kibiców gości. Ogromny ścisk na trzech kołowrotkach w połączeniu ze spóźnionym dotarciem pod stadion spowodował, że większość fanów dotarła do "klatki" dopiero w przerwie meczu. Po drodze trzeba było jeszcze pokonać zalegające zwały śniegu i lodowiska.

3. Mecz

Mecz, tak naprawdę, zaczął się dla Widzewiaków w drugiej połowie. W trakcie trwania pierwszej części spotkania obecni już w sektorze ultrasi zdążyli jedynie rozwiesić flagi i przygotować nagłośnienie. Z dopingiem czekano, aż większość kibiców wejdzie do "klatki". Ostatecznie na sektorze gości zasiadło 2200 fanów, w tym 50 kibiców Ruchu Chorzów oraz 27 sympatyków CSKA Moskwa z flagą. Pojawił się także transparent pisany serbską cyrylicą o treści: "ПРАВДА ЗА ГРОБАРЕ!!!" ("Sprawiedliwość dla Grobari!!!"). Był to gest solidarności z kibicami Partizana Belgrad, którzy mają problemy po meczu z francuską Tuluzą (wiele aresztowań i wyroków oraz wykluczenie z pucharów przez UEFA m.in. za używanie rac). Bałkany, uznawane za ostatni bastion spontanicznego i niezależnego kibicowania, przeżywają ostatnio zmasowany atak ze strony władz, chcących "ucywilizować" trybuny. Stąd też wspomniany trans, ale nie tylko... W 50min spotkania, gdy sektor znacznie się już zapełnił, "pozdrowiono" policję, a następnie widzewscy ultrasi odpalili kilkadziesiąt rac morskich, kilka stroboskopów. W tym momencie sektor ogarnął szał fanatycznego dopingu, mieszającego się z hukiem wybuchających achtungów. W blasku rac sektor prezentował się fantastycznie, a efekt ten potęgowały czerwone pelerynki, w które ubrani byli przyjezdni. Po chwili płonąca pirotechnika wylądowała na murawie, cześć pofrunęła w kierunku spinających się wcześniej gospodarzy. Słowem - klimat bałkański, jakiego w Polsce dawno nie było. Warto w tym miejscu przypomnieć młodszym kibicom, że tego typu sceny jeszcze kilka lat temu były na porządku dziennym i stanowiły bezcenną wartość dla kibiców. Dziś w dobie poprawności politycznej, plastikowej widowni sterowanej przez władze, obrazy te należą do rzadkości i w niedzielę spotkały się wręcz z gwizdami ze strony miejscowych fanów. Kibice Widzewa dokonali pewnego rodzaju "manifestu" mówiącego do kogo należą trybuny; w Polsce, Serbii, czy Grecji. Całość podsumował transparent z hasłem przewodnim: "AGAINST MODERN ULTRAS". Jego symboliki i znaczenia nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać.

Fani "Kolejorza" zareagowali na to wydarzenie gwizdami, a następnie bluzgami w kierunku gości. Później, kiedy już pochowali aparaty fotograficzne, powrócili do dopingu dla swojej drużyny, który tego dnia stał na dobrym poziomie. Również Widzewiacy zajęli się wspieraniem łódzkich piłkarzy, którzy od 30 minuty przegrywali 0:1. Doping "Czerwonej Armii" niestety nie zachwycił. Ciężko ogarnąć taką liczbę kibiców, w dodatku na sektorze z kilkoma poziomami. Formę wokalną gości z pewnością zaniżała też długa podróż w trudnych warunkach oraz fakt, że przy tego typu wyjazdach pojawia się znaczna ilość tzw. "sezonowych" fanów, którzy nie mięli bladego pojęcia jak wygląda doping na wyjeździe i z czym to się wszystko w ogóle "je". Pomimo to nie było najgorzej, choć na pewno wokalnie Widzewiakom brakowało dużo do tego, co prezentowali przy okazji poprzednich inwazji na Poznań. Pomiędzy zwaśnionymi stronami usłyszeć można było sporą ilość bluzgów, zwłaszcza już po końcowym gwizdku, gdy niemal cały młyn "Kolejorza" postanowił zostać na miejscu, by umilić Łodzianom oczekiwanie na otwarcie bram ;)

Na boisku niestety nie było za ciekawie. Piłkarze Widzewa nie zdołali wyrównać i mimo faktu, iż Lech znajduje się w kiepskiej formie, ulegli rywalowi 0:1. Plusem jest jedynie fakt, że zaczyna się zmieniać ich mentalność. Z zawodników bez charakteru, co takiemu klubowi nie przystoi, powoli stają się ambitnymi wojownikami. Oby tak dalej!

4. Powrót

Około godziny potrwało wydostanie się ze stadionu. Po sforsowaniu zasp śnieżnych i lodowisk można było ścisnąć się w autobusach i ruszyć w kierunku dworca. Pociąg do Łodzi wystartował ok. 21:00. Podróż przebiegała spokojnie, choć niesamowicie się dłużyła. W końcu o 2:30 skład dojechał do stacji Łódź Niciarniana i zmęczeni fani mogli udać się do domów.

5. Podsumowanie

Wyjazd do Poznania zapowiadał się emocjonująco, arcyciekawie i rzeczywiście tak było. Choć sama otoczka meczu z Lechem wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnie wyprawy na Bułgarską w, nazwijmy to, piknikowej atmosferze, niedziela dostarczyła wielu wrażeń. Na minus ocenić można podróż i organizcję miejscowych działaczy. Na plus niecodzienna i niezapomniana atmosfera w sektorze, zwłaszcza podczas "piro-show", które wspominać będzie się latami. Spore wrażenie wizualne robi także wygląd stadionu Lecha z perspektywy trybun. Jest to najpiękniejszy na tą chwilę obiekt w kraju. Choć jego funkcjonalność ma się nijak do jego estetyki.

Oprócz pokazaniu światu, że "Jeszcze Polska nie zginęła" i  że, jeszcze można się normalnie bawić na trybunach, fani Widzewa wykonali też kolejny krok na drodze do budowy nowego stadionu, bez którego klub nie utrzyma się w czołówce. Medialne zainteresowanie tematem przerosło oczekiwania. Oby w ślad za tym łódzcy rządzący uzmysłowili sobie kto jest tak na prawdę siłą w tym mieście i komu warto przynajmniej nie przeszkadzać w dalszym rozwoju. Chyba, że radni chcą kolejnych wizyt Widzewiaków, bowiem tak, jak zapewniono w niedzielę rano pod budynkiem UMŁ: "Nie odpuścimy!"

2010/2011 Lech Poznań - Widzew Łódź (1:0)

27.02.2011 (1:0)

 

Video

 

Relacja

91 dni czekali kibice Widzewa na kolejny ligowy mecz swojej drużyny. Jeszcze dłużej trwała przerwa wyjazdowa. Od wizyty w Gdańsku minęło bowiem ponad 3 miesiące. Niedziela, 27 lutego, była ważnym dniem nie tylko ze względu na start rundy wiosennej, ale również z powodu walki kibiców o stadion dla swojego klubu.

1. Manifestacja pod Urzędem Miasta Łodzi

Zbiórka na wyjazd do Poznania wyznaczona została na godzinę 8:30 w samym centrum Łodzi. Kilka minut później 1500-2000 kibiców Widzewa udało się marszem przez ulicę Piotrkowską w kierunku budynku z nr 104, czyli Urzędem Miasta Łodzi. Na czele pochodu rozwinięto transparent o treści:  "Przed wyborami stadion Widzewa obiecywaliście, PO już zapomnieliście". Ludziom nie wtajemniczonym w całą sprawę wyjaśnić należy, iż poprzednia ekipa rządząca zadeklarowała pomoc włodarzom klubu w budowie nowego stadionu. Oczywiście nie chodziło o żebranie, jak to w zwyczaju mają kibice innego łódzkiego klubu, a jedynie o wsparcie logistyczno-prawne ze strony "miasta". Właściciele klubu, wg ówczesnych ustaleń, mieliby otrzymać grunty pod budowę z 99% bonifikatą, a obiekt budować już za własne, prywatne pieniądze. Jedyną finansową pomocą radnych miała być modernizacja dróg wokół nowego stadionu, co notabene należy przecież do obowiązków gospodarzy Łodzi. Niestety Platforma Obywatelska tradycyjnie po wyborach zapomniała o obietnicach i zaczęły się schody. Problemy stwarzane przez rządzących miastem skutecznie uniemożliwiały realizację projektu. Pani Prezydent Zdanowska kilkukrotnie zmieniała koncepcję co do ilości stadionów w Łodzi i ewentualnej budowy obiektu miejskiego. Wobec nieudolności pracowników UMŁ postanowili więc zaprotestować kibice Widzewa, zmartwieni losem klubu, który w obecnych warunkach infrastrukturalnych istnieć w elicie dłużej nie może. Podczas przemarszu i pod samym budynkiem UMŁ fani Widzewa skandowali m.in.: "Chcemy stadionu" oraz "Zdanowska, nie odpuścimy". Do manifestujących fanów wyszła dyrektor wydziału sportu UMŁ Luiza Staszczak-Gąsiorek, która przyjęła od protestujących petycję. Widzewiacy prosili w niej o nie uniemożliwianie budowy stadionu.

Wbrew oczekiwaniom mediów, nastawionych wyłącznie na filmowanie awantur i dantejskich scen z "Pietryny", nie wydarzyło się nic skandalicznego. Nikogo nie zgwałcono i nie obrabowano. Nie przydała się też więźniarka i polewaczka z wodą. Kibice pośpiewali jeszcze kilka chwil, zapłonęło parę rac i fani rozeszli się.



2. Wyjazd

Większość sympatyków łódzkiego Widzewa udała się w kierunku dworca Łódź Fabryczna. Tam czekał już podstawiony pociąg specjalny mający zawieźć "Czerwoną Armię" do Poznania na mecz z Lechem. Skład wyruszył po godzinie 10:00; po drodze zabrał jeszcze kibiców na "Niciarce", a dalej w Zgierzu, Ozorkowie, Kutnie oraz w Kostrzyniu Wlkp. Za pociągiem przez cały czas fruwał policyjny helikopter, oczywiście za pieniądze podatników. Warto odnotować, że na trasie przejazdu czekało kilka atrakcji. W Zgierzu tamtejsi Widzewiacy wywiesili transparent o treści: "W Zgierzu bez zmiany - RTS Pany". Samych siebie przeszli natomiast kibice RTS-u z Poznania, którzy nie tylko postarali się o napisy sławiące Widzew w okolicy dworca docelowego, ale także przygotowali mieszkańcom tego miasta niespodziankę. Poznaniacy znaleźli w swoich skrzynkach pocztowych ulotki zapraszające na mecz i fanatyczny doping "Czerwonej Armii". Na mieście pojawiły się plakaty, wlepki, a w centrum nawet efektowne zaproszenie multimedialne na telebimie!

Niestety podróż "specjalem" wydłużyła się znacznie. Swoje dołożyła też policja, która fatalnie zorganizowała Widzewiakom miejskie autobusy mające ich zawieźć z Poznania-Franowo na Bułgarską. Na skutek opóźnień grupa dojechała pod bramy stadionu tuż przed pierwszym gwizdkiem. Tam okazało się, że szykowany na Euro 2012 stadion w ogóle nie jest przygotowany do przyjęcia takiej liczby kibiców gości. Ogromny ścisk na trzech kołowrotkach w połączeniu ze spóźnionym dotarciem pod stadion spowodował, że większość fanów dotarła do "klatki" dopiero w przerwie meczu. Po drodze trzeba było jeszcze pokonać zalegające zwały śniegu i lodowiska.

3. Mecz

Mecz, tak naprawdę, zaczął się dla Widzewiaków w drugiej połowie. W trakcie trwania pierwszej części spotkania obecni już w sektorze ultrasi zdążyli jedynie rozwiesić flagi i przygotować nagłośnienie. Z dopingiem czekano, aż większość kibiców wejdzie do "klatki". Ostatecznie na sektorze gości zasiadło 2200 fanów, w tym 50 kibiców Ruchu Chorzów oraz 27 sympatyków CSKA Moskwa z flagą. Pojawił się także transparent pisany serbską cyrylicą o treści: "ПРАВДА ЗА ГРОБАРЕ!!!" ("Sprawiedliwość dla Grobari!!!"). Był to gest solidarności z kibicami Partizana Belgrad, którzy mają problemy po meczu z francuską Tuluzą (wiele aresztowań i wyroków oraz wykluczenie z pucharów przez UEFA m.in. za używanie rac). Bałkany, uznawane za ostatni bastion spontanicznego i niezależnego kibicowania, przeżywają ostatnio zmasowany atak ze strony władz, chcących "ucywilizować" trybuny. Stąd też wspomniany trans, ale nie tylko... W 50min spotkania, gdy sektor znacznie się już zapełnił, "pozdrowiono" policję, a następnie widzewscy ultrasi odpalili kilkadziesiąt rac morskich, kilka stroboskopów. W tym momencie sektor ogarnął szał fanatycznego dopingu, mieszającego się z hukiem wybuchających achtungów. W blasku rac sektor prezentował się fantastycznie, a efekt ten potęgowały czerwone pelerynki, w które ubrani byli przyjezdni. Po chwili płonąca pirotechnika wylądowała na murawie, cześć pofrunęła w kierunku spinających się wcześniej gospodarzy. Słowem - klimat bałkański, jakiego w Polsce dawno nie było. Warto w tym miejscu przypomnieć młodszym kibicom, że tego typu sceny jeszcze kilka lat temu były na porządku dziennym i stanowiły bezcenną wartość dla kibiców. Dziś w dobie poprawności politycznej, plastikowej widowni sterowanej przez władze, obrazy te należą do rzadkości i w niedzielę spotkały się wręcz z gwizdami ze strony miejscowych fanów. Kibice Widzewa dokonali pewnego rodzaju "manifestu" mówiącego do kogo należą trybuny; w Polsce, Serbii, czy Grecji. Całość podsumował transparent z hasłem przewodnim: "AGAINST MODERN ULTRAS". Jego symboliki i znaczenia nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać.

Fani "Kolejorza" zareagowali na to wydarzenie gwizdami, a następnie bluzgami w kierunku gości. Później, kiedy już pochowali aparaty fotograficzne, powrócili do dopingu dla swojej drużyny, który tego dnia stał na dobrym poziomie. Również Widzewiacy zajęli się wspieraniem łódzkich piłkarzy, którzy od 30 minuty przegrywali 0:1. Doping "Czerwonej Armii" niestety nie zachwycił. Ciężko ogarnąć taką liczbę kibiców, w dodatku na sektorze z kilkoma poziomami. Formę wokalną gości z pewnością zaniżała też długa podróż w trudnych warunkach oraz fakt, że przy tego typu wyjazdach pojawia się znaczna ilość tzw. "sezonowych" fanów, którzy nie mięli bladego pojęcia jak wygląda doping na wyjeździe i z czym to się wszystko w ogóle "je". Pomimo to nie było najgorzej, choć na pewno wokalnie Widzewiakom brakowało dużo do tego, co prezentowali przy okazji poprzednich inwazji na Poznań. Pomiędzy zwaśnionymi stronami usłyszeć można było sporą ilość bluzgów, zwłaszcza już po końcowym gwizdku, gdy niemal cały młyn "Kolejorza" postanowił zostać na miejscu, by umilić Łodzianom oczekiwanie na otwarcie bram ;)

Na boisku niestety nie było za ciekawie. Piłkarze Widzewa nie zdołali wyrównać i mimo faktu, iż Lech znajduje się w kiepskiej formie, ulegli rywalowi 0:1. Plusem jest jedynie fakt, że zaczyna się zmieniać ich mentalność. Z zawodników bez charakteru, co takiemu klubowi nie przystoi, powoli stają się ambitnymi wojownikami. Oby tak dalej!

4. Powrót

Około godziny potrwało wydostanie się ze stadionu. Po sforsowaniu zasp śnieżnych i lodowisk można było ścisnąć się w autobusach i ruszyć w kierunku dworca. Pociąg do Łodzi wystartował ok. 21:00. Podróż przebiegała spokojnie, choć niesamowicie się dłużyła. W końcu o 2:30 skład dojechał do stacji Łódź Niciarniana i zmęczeni fani mogli udać się do domów.

5. Podsumowanie

Wyjazd do Poznania zapowiadał się emocjonująco, arcyciekawie i rzeczywiście tak było. Choć sama otoczka meczu z Lechem wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnie wyprawy na Bułgarską w, nazwijmy to, piknikowej atmosferze, niedziela dostarczyła wielu wrażeń. Na minus ocenić można podróż i organizcję miejscowych działaczy. Na plus niecodzienna i niezapomniana atmosfera w sektorze, zwłaszcza podczas "piro-show", które wspominać będzie się latami. Spore wrażenie wizualne robi także wygląd stadionu Lecha z perspektywy trybun. Jest to najpiękniejszy na tą chwilę obiekt w kraju. Choć jego funkcjonalność ma się nijak do jego estetyki.

Oprócz pokazaniu światu, że "Jeszcze Polska nie zginęła" i  że, jeszcze można się normalnie bawić na trybunach, fani Widzewa wykonali też kolejny krok na drodze do budowy nowego stadionu, bez którego klub nie utrzyma się w czołówce. Medialne zainteresowanie tematem przerosło oczekiwania. Oby w ślad za tym łódzcy rządzący uzmysłowili sobie kto jest tak na prawdę siłą w tym mieście i komu warto przynajmniej nie przeszkadzać w dalszym rozwoju. Chyba, że radni chcą kolejnych wizyt Widzewiaków, bowiem tak, jak zapewniono w niedzielę rano pod budynkiem UMŁ: "Nie odpuścimy!"

2010/2011 Lech Poznań - Widzew Łódź (1:0)

27.02.2011 (1:0)

 

Video

 

Relacja

91 dni czekali kibice Widzewa na kolejny ligowy mecz swojej drużyny. Jeszcze dłużej trwała przerwa wyjazdowa. Od wizyty w Gdańsku minęło bowiem ponad 3 miesiące. Niedziela, 27 lutego, była ważnym dniem nie tylko ze względu na start rundy wiosennej, ale również z powodu walki kibiców o stadion dla swojego klubu.

1. Manifestacja pod Urzędem Miasta Łodzi

Zbiórka na wyjazd do Poznania wyznaczona została na godzinę 8:30 w samym centrum Łodzi. Kilka minut później 1500-2000 kibiców Widzewa udało się marszem przez ulicę Piotrkowską w kierunku budynku z nr 104, czyli Urzędem Miasta Łodzi. Na czele pochodu rozwinięto transparent o treści:  "Przed wyborami stadion Widzewa obiecywaliście, PO już zapomnieliście". Ludziom nie wtajemniczonym w całą sprawę wyjaśnić należy, iż poprzednia ekipa rządząca zadeklarowała pomoc włodarzom klubu w budowie nowego stadionu. Oczywiście nie chodziło o żebranie, jak to w zwyczaju mają kibice innego łódzkiego klubu, a jedynie o wsparcie logistyczno-prawne ze strony "miasta". Właściciele klubu, wg ówczesnych ustaleń, mieliby otrzymać grunty pod budowę z 99% bonifikatą, a obiekt budować już za własne, prywatne pieniądze. Jedyną finansową pomocą radnych miała być modernizacja dróg wokół nowego stadionu, co notabene należy przecież do obowiązków gospodarzy Łodzi. Niestety Platforma Obywatelska tradycyjnie po wyborach zapomniała o obietnicach i zaczęły się schody. Problemy stwarzane przez rządzących miastem skutecznie uniemożliwiały realizację projektu. Pani Prezydent Zdanowska kilkukrotnie zmieniała koncepcję co do ilości stadionów w Łodzi i ewentualnej budowy obiektu miejskiego. Wobec nieudolności pracowników UMŁ postanowili więc zaprotestować kibice Widzewa, zmartwieni losem klubu, który w obecnych warunkach infrastrukturalnych istnieć w elicie dłużej nie może. Podczas przemarszu i pod samym budynkiem UMŁ fani Widzewa skandowali m.in.: "Chcemy stadionu" oraz "Zdanowska, nie odpuścimy". Do manifestujących fanów wyszła dyrektor wydziału sportu UMŁ Luiza Staszczak-Gąsiorek, która przyjęła od protestujących petycję. Widzewiacy prosili w niej o nie uniemożliwianie budowy stadionu.

Wbrew oczekiwaniom mediów, nastawionych wyłącznie na filmowanie awantur i dantejskich scen z "Pietryny", nie wydarzyło się nic skandalicznego. Nikogo nie zgwałcono i nie obrabowano. Nie przydała się też więźniarka i polewaczka z wodą. Kibice pośpiewali jeszcze kilka chwil, zapłonęło parę rac i fani rozeszli się.



2. Wyjazd

Większość sympatyków łódzkiego Widzewa udała się w kierunku dworca Łódź Fabryczna. Tam czekał już podstawiony pociąg specjalny mający zawieźć "Czerwoną Armię" do Poznania na mecz z Lechem. Skład wyruszył po godzinie 10:00; po drodze zabrał jeszcze kibiców na "Niciarce", a dalej w Zgierzu, Ozorkowie, Kutnie oraz w Kostrzyniu Wlkp. Za pociągiem przez cały czas fruwał policyjny helikopter, oczywiście za pieniądze podatników. Warto odnotować, że na trasie przejazdu czekało kilka atrakcji. W Zgierzu tamtejsi Widzewiacy wywiesili transparent o treści: "W Zgierzu bez zmiany - RTS Pany". Samych siebie przeszli natomiast kibice RTS-u z Poznania, którzy nie tylko postarali się o napisy sławiące Widzew w okolicy dworca docelowego, ale także przygotowali mieszkańcom tego miasta niespodziankę. Poznaniacy znaleźli w swoich skrzynkach pocztowych ulotki zapraszające na mecz i fanatyczny doping "Czerwonej Armii". Na mieście pojawiły się plakaty, wlepki, a w centrum nawet efektowne zaproszenie multimedialne na telebimie!

Niestety podróż "specjalem" wydłużyła się znacznie. Swoje dołożyła też policja, która fatalnie zorganizowała Widzewiakom miejskie autobusy mające ich zawieźć z Poznania-Franowo na Bułgarską. Na skutek opóźnień grupa dojechała pod bramy stadionu tuż przed pierwszym gwizdkiem. Tam okazało się, że szykowany na Euro 2012 stadion w ogóle nie jest przygotowany do przyjęcia takiej liczby kibiców gości. Ogromny ścisk na trzech kołowrotkach w połączeniu ze spóźnionym dotarciem pod stadion spowodował, że większość fanów dotarła do "klatki" dopiero w przerwie meczu. Po drodze trzeba było jeszcze pokonać zalegające zwały śniegu i lodowiska.

3. Mecz

Mecz, tak naprawdę, zaczął się dla Widzewiaków w drugiej połowie. W trakcie trwania pierwszej części spotkania obecni już w sektorze ultrasi zdążyli jedynie rozwiesić flagi i przygotować nagłośnienie. Z dopingiem czekano, aż większość kibiców wejdzie do "klatki". Ostatecznie na sektorze gości zasiadło 2200 fanów, w tym 50 kibiców Ruchu Chorzów oraz 27 sympatyków CSKA Moskwa z flagą. Pojawił się także transparent pisany serbską cyrylicą o treści: "ПРАВДА ЗА ГРОБАРЕ!!!" ("Sprawiedliwość dla Grobari!!!"). Był to gest solidarności z kibicami Partizana Belgrad, którzy mają problemy po meczu z francuską Tuluzą (wiele aresztowań i wyroków oraz wykluczenie z pucharów przez UEFA m.in. za używanie rac). Bałkany, uznawane za ostatni bastion spontanicznego i niezależnego kibicowania, przeżywają ostatnio zmasowany atak ze strony władz, chcących "ucywilizować" trybuny. Stąd też wspomniany trans, ale nie tylko... W 50min spotkania, gdy sektor znacznie się już zapełnił, "pozdrowiono" policję, a następnie widzewscy ultrasi odpalili kilkadziesiąt rac morskich, kilka stroboskopów. W tym momencie sektor ogarnął szał fanatycznego dopingu, mieszającego się z hukiem wybuchających achtungów. W blasku rac sektor prezentował się fantastycznie, a efekt ten potęgowały czerwone pelerynki, w które ubrani byli przyjezdni. Po chwili płonąca pirotechnika wylądowała na murawie, cześć pofrunęła w kierunku spinających się wcześniej gospodarzy. Słowem - klimat bałkański, jakiego w Polsce dawno nie było. Warto w tym miejscu przypomnieć młodszym kibicom, że tego typu sceny jeszcze kilka lat temu były na porządku dziennym i stanowiły bezcenną wartość dla kibiców. Dziś w dobie poprawności politycznej, plastikowej widowni sterowanej przez władze, obrazy te należą do rzadkości i w niedzielę spotkały się wręcz z gwizdami ze strony miejscowych fanów. Kibice Widzewa dokonali pewnego rodzaju "manifestu" mówiącego do kogo należą trybuny; w Polsce, Serbii, czy Grecji. Całość podsumował transparent z hasłem przewodnim: "AGAINST MODERN ULTRAS". Jego symboliki i znaczenia nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać.

Fani "Kolejorza" zareagowali na to wydarzenie gwizdami, a następnie bluzgami w kierunku gości. Później, kiedy już pochowali aparaty fotograficzne, powrócili do dopingu dla swojej drużyny, który tego dnia stał na dobrym poziomie. Również Widzewiacy zajęli się wspieraniem łódzkich piłkarzy, którzy od 30 minuty przegrywali 0:1. Doping "Czerwonej Armii" niestety nie zachwycił. Ciężko ogarnąć taką liczbę kibiców, w dodatku na sektorze z kilkoma poziomami. Formę wokalną gości z pewnością zaniżała też długa podróż w trudnych warunkach oraz fakt, że przy tego typu wyjazdach pojawia się znaczna ilość tzw. "sezonowych" fanów, którzy nie mięli bladego pojęcia jak wygląda doping na wyjeździe i z czym to się wszystko w ogóle "je". Pomimo to nie było najgorzej, choć na pewno wokalnie Widzewiakom brakowało dużo do tego, co prezentowali przy okazji poprzednich inwazji na Poznań. Pomiędzy zwaśnionymi stronami usłyszeć można było sporą ilość bluzgów, zwłaszcza już po końcowym gwizdku, gdy niemal cały młyn "Kolejorza" postanowił zostać na miejscu, by umilić Łodzianom oczekiwanie na otwarcie bram ;)

Na boisku niestety nie było za ciekawie. Piłkarze Widzewa nie zdołali wyrównać i mimo faktu, iż Lech znajduje się w kiepskiej formie, ulegli rywalowi 0:1. Plusem jest jedynie fakt, że zaczyna się zmieniać ich mentalność. Z zawodników bez charakteru, co takiemu klubowi nie przystoi, powoli stają się ambitnymi wojownikami. Oby tak dalej!

4. Powrót

Około godziny potrwało wydostanie się ze stadionu. Po sforsowaniu zasp śnieżnych i lodowisk można było ścisnąć się w autobusach i ruszyć w kierunku dworca. Pociąg do Łodzi wystartował ok. 21:00. Podróż przebiegała spokojnie, choć niesamowicie się dłużyła. W końcu o 2:30 skład dojechał do stacji Łódź Niciarniana i zmęczeni fani mogli udać się do domów.

5. Podsumowanie

Wyjazd do Poznania zapowiadał się emocjonująco, arcyciekawie i rzeczywiście tak było. Choć sama otoczka meczu z Lechem wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnie wyprawy na Bułgarską w, nazwijmy to, piknikowej atmosferze, niedziela dostarczyła wielu wrażeń. Na minus ocenić można podróż i organizcję miejscowych działaczy. Na plus niecodzienna i niezapomniana atmosfera w sektorze, zwłaszcza podczas "piro-show", które wspominać będzie się latami. Spore wrażenie wizualne robi także wygląd stadionu Lecha z perspektywy trybun. Jest to najpiękniejszy na tą chwilę obiekt w kraju. Choć jego funkcjonalność ma się nijak do jego estetyki.

Oprócz pokazaniu światu, że "Jeszcze Polska nie zginęła" i  że, jeszcze można się normalnie bawić na trybunach, fani Widzewa wykonali też kolejny krok na drodze do budowy nowego stadionu, bez którego klub nie utrzyma się w czołówce. Medialne zainteresowanie tematem przerosło oczekiwania. Oby w ślad za tym łódzcy rządzący uzmysłowili sobie kto jest tak na prawdę siłą w tym mieście i komu warto przynajmniej nie przeszkadzać w dalszym rozwoju. Chyba, że radni chcą kolejnych wizyt Widzewiaków, bowiem tak, jak zapewniono w niedzielę rano pod budynkiem UMŁ: "Nie odpuścimy!"

2010/2011 Lech Poznań - Widzew Łódź (1:0)

27.02.2011 (1:0)

 

Video

 

Relacja

91 dni czekali kibice Widzewa na kolejny ligowy mecz swojej drużyny. Jeszcze dłużej trwała przerwa wyjazdowa. Od wizyty w Gdańsku minęło bowiem ponad 3 miesiące. Niedziela, 27 lutego, była ważnym dniem nie tylko ze względu na start rundy wiosennej, ale również z powodu walki kibiców o stadion dla swojego klubu.

1. Manifestacja pod Urzędem Miasta Łodzi

Zbiórka na wyjazd do Poznania wyznaczona została na godzinę 8:30 w samym centrum Łodzi. Kilka minut później 1500-2000 kibiców Widzewa udało się marszem przez ulicę Piotrkowską w kierunku budynku z nr 104, czyli Urzędem Miasta Łodzi. Na czele pochodu rozwinięto transparent o treści:  "Przed wyborami stadion Widzewa obiecywaliście, PO już zapomnieliście". Ludziom nie wtajemniczonym w całą sprawę wyjaśnić należy, iż poprzednia ekipa rządząca zadeklarowała pomoc włodarzom klubu w budowie nowego stadionu. Oczywiście nie chodziło o żebranie, jak to w zwyczaju mają kibice innego łódzkiego klubu, a jedynie o wsparcie logistyczno-prawne ze strony "miasta". Właściciele klubu, wg ówczesnych ustaleń, mieliby otrzymać grunty pod budowę z 99% bonifikatą, a obiekt budować już za własne, prywatne pieniądze. Jedyną finansową pomocą radnych miała być modernizacja dróg wokół nowego stadionu, co notabene należy przecież do obowiązków gospodarzy Łodzi. Niestety Platforma Obywatelska tradycyjnie po wyborach zapomniała o obietnicach i zaczęły się schody. Problemy stwarzane przez rządzących miastem skutecznie uniemożliwiały realizację projektu. Pani Prezydent Zdanowska kilkukrotnie zmieniała koncepcję co do ilości stadionów w Łodzi i ewentualnej budowy obiektu miejskiego. Wobec nieudolności pracowników UMŁ postanowili więc zaprotestować kibice Widzewa, zmartwieni losem klubu, który w obecnych warunkach infrastrukturalnych istnieć w elicie dłużej nie może. Podczas przemarszu i pod samym budynkiem UMŁ fani Widzewa skandowali m.in.: "Chcemy stadionu" oraz "Zdanowska, nie odpuścimy". Do manifestujących fanów wyszła dyrektor wydziału sportu UMŁ Luiza Staszczak-Gąsiorek, która przyjęła od protestujących petycję. Widzewiacy prosili w niej o nie uniemożliwianie budowy stadionu.

Wbrew oczekiwaniom mediów, nastawionych wyłącznie na filmowanie awantur i dantejskich scen z "Pietryny", nie wydarzyło się nic skandalicznego. Nikogo nie zgwałcono i nie obrabowano. Nie przydała się też więźniarka i polewaczka z wodą. Kibice pośpiewali jeszcze kilka chwil, zapłonęło parę rac i fani rozeszli się.



2. Wyjazd

Większość sympatyków łódzkiego Widzewa udała się w kierunku dworca Łódź Fabryczna. Tam czekał już podstawiony pociąg specjalny mający zawieźć "Czerwoną Armię" do Poznania na mecz z Lechem. Skład wyruszył po godzinie 10:00; po drodze zabrał jeszcze kibiców na "Niciarce", a dalej w Zgierzu, Ozorkowie, Kutnie oraz w Kostrzyniu Wlkp. Za pociągiem przez cały czas fruwał policyjny helikopter, oczywiście za pieniądze podatników. Warto odnotować, że na trasie przejazdu czekało kilka atrakcji. W Zgierzu tamtejsi Widzewiacy wywiesili transparent o treści: "W Zgierzu bez zmiany - RTS Pany". Samych siebie przeszli natomiast kibice RTS-u z Poznania, którzy nie tylko postarali się o napisy sławiące Widzew w okolicy dworca docelowego, ale także przygotowali mieszkańcom tego miasta niespodziankę. Poznaniacy znaleźli w swoich skrzynkach pocztowych ulotki zapraszające na mecz i fanatyczny doping "Czerwonej Armii". Na mieście pojawiły się plakaty, wlepki, a w centrum nawet efektowne zaproszenie multimedialne na telebimie!

Niestety podróż "specjalem" wydłużyła się znacznie. Swoje dołożyła też policja, która fatalnie zorganizowała Widzewiakom miejskie autobusy mające ich zawieźć z Poznania-Franowo na Bułgarską. Na skutek opóźnień grupa dojechała pod bramy stadionu tuż przed pierwszym gwizdkiem. Tam okazało się, że szykowany na Euro 2012 stadion w ogóle nie jest przygotowany do przyjęcia takiej liczby kibiców gości. Ogromny ścisk na trzech kołowrotkach w połączeniu ze spóźnionym dotarciem pod stadion spowodował, że większość fanów dotarła do "klatki" dopiero w przerwie meczu. Po drodze trzeba było jeszcze pokonać zalegające zwały śniegu i lodowiska.

3. Mecz

Mecz, tak naprawdę, zaczął się dla Widzewiaków w drugiej połowie. W trakcie trwania pierwszej części spotkania obecni już w sektorze ultrasi zdążyli jedynie rozwiesić flagi i przygotować nagłośnienie. Z dopingiem czekano, aż większość kibiców wejdzie do "klatki". Ostatecznie na sektorze gości zasiadło 2200 fanów, w tym 50 kibiców Ruchu Chorzów oraz 27 sympatyków CSKA Moskwa z flagą. Pojawił się także transparent pisany serbską cyrylicą o treści: "ПРАВДА ЗА ГРОБАРЕ!!!" ("Sprawiedliwość dla Grobari!!!"). Był to gest solidarności z kibicami Partizana Belgrad, którzy mają problemy po meczu z francuską Tuluzą (wiele aresztowań i wyroków oraz wykluczenie z pucharów przez UEFA m.in. za używanie rac). Bałkany, uznawane za ostatni bastion spontanicznego i niezależnego kibicowania, przeżywają ostatnio zmasowany atak ze strony władz, chcących "ucywilizować" trybuny. Stąd też wspomniany trans, ale nie tylko... W 50min spotkania, gdy sektor znacznie się już zapełnił, "pozdrowiono" policję, a następnie widzewscy ultrasi odpalili kilkadziesiąt rac morskich, kilka stroboskopów. W tym momencie sektor ogarnął szał fanatycznego dopingu, mieszającego się z hukiem wybuchających achtungów. W blasku rac sektor prezentował się fantastycznie, a efekt ten potęgowały czerwone pelerynki, w które ubrani byli przyjezdni. Po chwili płonąca pirotechnika wylądowała na murawie, cześć pofrunęła w kierunku spinających się wcześniej gospodarzy. Słowem - klimat bałkański, jakiego w Polsce dawno nie było. Warto w tym miejscu przypomnieć młodszym kibicom, że tego typu sceny jeszcze kilka lat temu były na porządku dziennym i stanowiły bezcenną wartość dla kibiców. Dziś w dobie poprawności politycznej, plastikowej widowni sterowanej przez władze, obrazy te należą do rzadkości i w niedzielę spotkały się wręcz z gwizdami ze strony miejscowych fanów. Kibice Widzewa dokonali pewnego rodzaju "manifestu" mówiącego do kogo należą trybuny; w Polsce, Serbii, czy Grecji. Całość podsumował transparent z hasłem przewodnim: "AGAINST MODERN ULTRAS". Jego symboliki i znaczenia nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać.

Fani "Kolejorza" zareagowali na to wydarzenie gwizdami, a następnie bluzgami w kierunku gości. Później, kiedy już pochowali aparaty fotograficzne, powrócili do dopingu dla swojej drużyny, który tego dnia stał na dobrym poziomie. Również Widzewiacy zajęli się wspieraniem łódzkich piłkarzy, którzy od 30 minuty przegrywali 0:1. Doping "Czerwonej Armii" niestety nie zachwycił. Ciężko ogarnąć taką liczbę kibiców, w dodatku na sektorze z kilkoma poziomami. Formę wokalną gości z pewnością zaniżała też długa podróż w trudnych warunkach oraz fakt, że przy tego typu wyjazdach pojawia się znaczna ilość tzw. "sezonowych" fanów, którzy nie mięli bladego pojęcia jak wygląda doping na wyjeździe i z czym to się wszystko w ogóle "je". Pomimo to nie było najgorzej, choć na pewno wokalnie Widzewiakom brakowało dużo do tego, co prezentowali przy okazji poprzednich inwazji na Poznań. Pomiędzy zwaśnionymi stronami usłyszeć można było sporą ilość bluzgów, zwłaszcza już po końcowym gwizdku, gdy niemal cały młyn "Kolejorza" postanowił zostać na miejscu, by umilić Łodzianom oczekiwanie na otwarcie bram ;)

Na boisku niestety nie było za ciekawie. Piłkarze Widzewa nie zdołali wyrównać i mimo faktu, iż Lech znajduje się w kiepskiej formie, ulegli rywalowi 0:1. Plusem jest jedynie fakt, że zaczyna się zmieniać ich mentalność. Z zawodników bez charakteru, co takiemu klubowi nie przystoi, powoli stają się ambitnymi wojownikami. Oby tak dalej!

4. Powrót

Około godziny potrwało wydostanie się ze stadionu. Po sforsowaniu zasp śnieżnych i lodowisk można było ścisnąć się w autobusach i ruszyć w kierunku dworca. Pociąg do Łodzi wystartował ok. 21:00. Podróż przebiegała spokojnie, choć niesamowicie się dłużyła. W końcu o 2:30 skład dojechał do stacji Łódź Niciarniana i zmęczeni fani mogli udać się do domów.

5. Podsumowanie

Wyjazd do Poznania zapowiadał się emocjonująco, arcyciekawie i rzeczywiście tak było. Choć sama otoczka meczu z Lechem wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnie wyprawy na Bułgarską w, nazwijmy to, piknikowej atmosferze, niedziela dostarczyła wielu wrażeń. Na minus ocenić można podróż i organizcję miejscowych działaczy. Na plus niecodzienna i niezapomniana atmosfera w sektorze, zwłaszcza podczas "piro-show", które wspominać będzie się latami. Spore wrażenie wizualne robi także wygląd stadionu Lecha z perspektywy trybun. Jest to najpiękniejszy na tą chwilę obiekt w kraju. Choć jego funkcjonalność ma się nijak do jego estetyki.

Oprócz pokazaniu światu, że "Jeszcze Polska nie zginęła" i  że, jeszcze można się normalnie bawić na trybunach, fani Widzewa wykonali też kolejny krok na drodze do budowy nowego stadionu, bez którego klub nie utrzyma się w czołówce. Medialne zainteresowanie tematem przerosło oczekiwania. Oby w ślad za tym łódzcy rządzący uzmysłowili sobie kto jest tak na prawdę siłą w tym mieście i komu warto przynajmniej nie przeszkadzać w dalszym rozwoju. Chyba, że radni chcą kolejnych wizyt Widzewiaków, bowiem tak, jak zapewniono w niedzielę rano pod budynkiem UMŁ: "Nie odpuścimy!"

2010/2011 Lechia Gdańsk - Widzew Łódź (3:1)

06.12.2010 (3:1)

 

Video

 

 

Relacja

Na ostatnim w rundzie jesiennej wyjeździe w Gdańsku pojawiło się 600 Fanatyków Widzewa. Humory przyjezdnym kolejny raz popsuli piłkarze.

Mecz w Gdańsku był debiutem nowego szkoleniowca Widzewa, Czesława Michniewicza. Wielu wierzyło, że "nowa miotła" skutecznie zmotywuje zawodników do walki o ligowe punkty. Nadzieje na drugą wygraną poza Łodzią w połączeniu z atrakcyjnym przeciwnikiem pod względem kibicowskim skutecznie zmobilizowały widzewską brać. Na zbiórce, która ustalona została przed godz. 6:00 na dworcu Łódź Kaliska, pojawiło się blisko 500 osób. Przy tej okazji znajdujący się w sąsiedztwie stadion lokalnego wroga został odpowiednio przyozdobiony przez "nieznanych sprawców" ;). Rejsowy pociąg z kibicami na pokładzie wystartował tuż po 6:00. Jako, że nie był to specjal i trasa nie została negatywnie zagmatwana przez PKP podróż mijała całkiem sprawnie. Po drodze, w Tczewie, do wagonów wbiła się liczna reprezentacja naszych północnych fanatyków, głównie z Grudziądza i Kwidzyna, która wyniosła ponad 100 głów!!!
Na Dworcu Głównym w Gdańsku fani RTS-u zameldowali się po 13:00. Na miejscu czekała już spora ilość mundurowych, która zapakowała podróżników w 10 podstawionych autobusów mających za zadanie dostarczyć grupę pod stadion Lechii. Tego dnia Gdańsk iście przypominał miasto policyjne. Na trasie przejazdu co kilkadziesiąt metrów ustawiły się oddziały dzielnej i bohaterskiej policji. Pod stadion autobusy dotarły przed 14:00. Po sprawnym i szybkim wejściu na sektor Widzewiacy musieli czekać jeszcze blisko 2 godziny na pierwszy gwizdek. Towarzyszyły im niestety rzęsisty deszcz i przeraźliwy chłód listopadowej soboty.
Znudzeni i zmarznięci kibice gości zajęli całą "klatkę", a liczba ich wyniosła ogólnie 600 szala. Na płocie zawisły cztery flagi: "Ludzie Honoru", "Awanturnicy" , "WFCG" oraz wyjazdowe płótno fanów z Piotrkowa.
W końcu o 16:00 mecz rozpoczął się, a poprzedziła go "minuta ciszy".
Na wejście piłkarzy Widzewiacy z Chojen zaprezentowali oprawę. Była to sektorówka - replika chojeńskiej wyjazdówki. Jeszcze w pierwszej połowie swoją choreografią uświetnili zawody Lechiści. Ich prezentacja związana była z 65-leciem istnienia klubu, a składały się na nią sektorówka z konturami "Wolnego Miasta" i herbu Lechii oraz transparent o treści: "65 lat tradycji i chwały - kochamy ten klub, życie mu oddamy". Gospodarze sobotniego popołudnia dobrze prezentowali się pod względem dopingu. Miejscowy stadion, który położony jest w leśnej niecce, ma bardzo dobrą akustykę, co dodawało śpiewom animuszu.
Czerwony sektor natomiast nie był w najwyższej formie wokalnej. Swoje przy tego typu eskapadach robi zmęczenie podróżą. Do zabawy nie nastrajała też fatalna pogoda. No i skład, jaki pojawił się przy Traugutta, do śpiewającego w większości nie należał. Widzewiacy skupili się głównie na pojedynczych okrzykach. Nastroje polepszył nieco wyrównujący gol Kuklisa, jednak koszmarna gra w defensywie spowodowała później stratę drugiej i trzeciej bramki i kolejna porażka stała się faktem.
Widzewiacy chcieli nieco ironicznie podsumować klapę śpiewając piłkarzom "Kto tak gra...", lecz ci od razu czmychnęli do szatni jasno wyrażając "szacunek" dla kibiców, którzy przejechali pół Polski, by ich wspierać. Łodzianie sfrustrowani olewką zawodników pożegnali ich dosadnymi okrzykami, na co boiskowe gwiazdorki ponownie obraziły się. Bez komentarza.
Jakby nieszczęścia było mało wracający już do Łodzi kibice, w wyniku opóźnienia pociągu, nie zdążyli na przesiadkę w Koluszkach. Pierwszy niedzielny pociąg w kierunku "Miasta Włókniarzy" nadjechać miał dopiero po godzinie 5:00. Zmęczeni wyjazdem i załamani kilkugodzinnym, nocnym oczekiwaniem fani złapali za telefony komórkowe, by zorganizować sobie jakiś transport do Łodzi.
Cóż, bywają niezapomniane wyjazdy z fantastycznym, niepowtarzalnym klimatem, wesołe przygody i radość z zabrania do domów 3pkt. Bywają też takie wojaże, o których można jedynie powiedzieć, że się odbyły. Fanatyzm jednak nie wybiera i nie dzieli wyjazdów na lepsze i gorsze. Wszak jesteśmy zawsze tam...

2010/2011 Lechia Gdańsk - Widzew Łódź (3:1)

06.12.2010 (3:1)

 

Video

 

 

Relacja

Na ostatnim w rundzie jesiennej wyjeździe w Gdańsku pojawiło się 600 Fanatyków Widzewa. Humory przyjezdnym kolejny raz popsuli piłkarze.

Mecz w Gdańsku był debiutem nowego szkoleniowca Widzewa, Czesława Michniewicza. Wielu wierzyło, że "nowa miotła" skutecznie zmotywuje zawodników do walki o ligowe punkty. Nadzieje na drugą wygraną poza Łodzią w połączeniu z atrakcyjnym przeciwnikiem pod względem kibicowskim skutecznie zmobilizowały widzewską brać. Na zbiórce, która ustalona została przed godz. 6:00 na dworcu Łódź Kaliska, pojawiło się blisko 500 osób. Przy tej okazji znajdujący się w sąsiedztwie stadion lokalnego wroga został odpowiednio przyozdobiony przez "nieznanych sprawców" ;). Rejsowy pociąg z kibicami na pokładzie wystartował tuż po 6:00. Jako, że nie był to specjal i trasa nie została negatywnie zagmatwana przez PKP podróż mijała całkiem sprawnie. Po drodze, w Tczewie, do wagonów wbiła się liczna reprezentacja naszych północnych fanatyków, głównie z Grudziądza i Kwidzyna, która wyniosła ponad 100 głów!!!
Na Dworcu Głównym w Gdańsku fani RTS-u zameldowali się po 13:00. Na miejscu czekała już spora ilość mundurowych, która zapakowała podróżników w 10 podstawionych autobusów mających za zadanie dostarczyć grupę pod stadion Lechii. Tego dnia Gdańsk iście przypominał miasto policyjne. Na trasie przejazdu co kilkadziesiąt metrów ustawiły się oddziały dzielnej i bohaterskiej policji. Pod stadion autobusy dotarły przed 14:00. Po sprawnym i szybkim wejściu na sektor Widzewiacy musieli czekać jeszcze blisko 2 godziny na pierwszy gwizdek. Towarzyszyły im niestety rzęsisty deszcz i przeraźliwy chłód listopadowej soboty.
Znudzeni i zmarznięci kibice gości zajęli całą "klatkę", a liczba ich wyniosła ogólnie 600 szala. Na płocie zawisły cztery flagi: "Ludzie Honoru", "Awanturnicy" , "WFCG" oraz wyjazdowe płótno fanów z Piotrkowa.
W końcu o 16:00 mecz rozpoczął się, a poprzedziła go "minuta ciszy".
Na wejście piłkarzy Widzewiacy z Chojen zaprezentowali oprawę. Była to sektorówka - replika chojeńskiej wyjazdówki. Jeszcze w pierwszej połowie swoją choreografią uświetnili zawody Lechiści. Ich prezentacja związana była z 65-leciem istnienia klubu, a składały się na nią sektorówka z konturami "Wolnego Miasta" i herbu Lechii oraz transparent o treści: "65 lat tradycji i chwały - kochamy ten klub, życie mu oddamy". Gospodarze sobotniego popołudnia dobrze prezentowali się pod względem dopingu. Miejscowy stadion, który położony jest w leśnej niecce, ma bardzo dobrą akustykę, co dodawało śpiewom animuszu.
Czerwony sektor natomiast nie był w najwyższej formie wokalnej. Swoje przy tego typu eskapadach robi zmęczenie podróżą. Do zabawy nie nastrajała też fatalna pogoda. No i skład, jaki pojawił się przy Traugutta, do śpiewającego w większości nie należał. Widzewiacy skupili się głównie na pojedynczych okrzykach. Nastroje polepszył nieco wyrównujący gol Kuklisa, jednak koszmarna gra w defensywie spowodowała później stratę drugiej i trzeciej bramki i kolejna porażka stała się faktem.
Widzewiacy chcieli nieco ironicznie podsumować klapę śpiewając piłkarzom "Kto tak gra...", lecz ci od razu czmychnęli do szatni jasno wyrażając "szacunek" dla kibiców, którzy przejechali pół Polski, by ich wspierać. Łodzianie sfrustrowani olewką zawodników pożegnali ich dosadnymi okrzykami, na co boiskowe gwiazdorki ponownie obraziły się. Bez komentarza.
Jakby nieszczęścia było mało wracający już do Łodzi kibice, w wyniku opóźnienia pociągu, nie zdążyli na przesiadkę w Koluszkach. Pierwszy niedzielny pociąg w kierunku "Miasta Włókniarzy" nadjechać miał dopiero po godzinie 5:00. Zmęczeni wyjazdem i załamani kilkugodzinnym, nocnym oczekiwaniem fani złapali za telefony komórkowe, by zorganizować sobie jakiś transport do Łodzi.
Cóż, bywają niezapomniane wyjazdy z fantastycznym, niepowtarzalnym klimatem, wesołe przygody i radość z zabrania do domów 3pkt. Bywają też takie wojaże, o których można jedynie powiedzieć, że się odbyły. Fanatyzm jednak nie wybiera i nie dzieli wyjazdów na lepsze i gorsze. Wszak jesteśmy zawsze tam...

2010/2011 Lechia Gdańsk - Widzew Łódź (3:1)

06.12.2010 (3:1)

 

Video

 

 

Relacja

Na ostatnim w rundzie jesiennej wyjeździe w Gdańsku pojawiło się 600 Fanatyków Widzewa. Humory przyjezdnym kolejny raz popsuli piłkarze.

Mecz w Gdańsku był debiutem nowego szkoleniowca Widzewa, Czesława Michniewicza. Wielu wierzyło, że "nowa miotła" skutecznie zmotywuje zawodników do walki o ligowe punkty. Nadzieje na drugą wygraną poza Łodzią w połączeniu z atrakcyjnym przeciwnikiem pod względem kibicowskim skutecznie zmobilizowały widzewską brać. Na zbiórce, która ustalona została przed godz. 6:00 na dworcu Łódź Kaliska, pojawiło się blisko 500 osób. Przy tej okazji znajdujący się w sąsiedztwie stadion lokalnego wroga został odpowiednio przyozdobiony przez "nieznanych sprawców" ;). Rejsowy pociąg z kibicami na pokładzie wystartował tuż po 6:00. Jako, że nie był to specjal i trasa nie została negatywnie zagmatwana przez PKP podróż mijała całkiem sprawnie. Po drodze, w Tczewie, do wagonów wbiła się liczna reprezentacja naszych północnych fanatyków, głównie z Grudziądza i Kwidzyna, która wyniosła ponad 100 głów!!!
Na Dworcu Głównym w Gdańsku fani RTS-u zameldowali się po 13:00. Na miejscu czekała już spora ilość mundurowych, która zapakowała podróżników w 10 podstawionych autobusów mających za zadanie dostarczyć grupę pod stadion Lechii. Tego dnia Gdańsk iście przypominał miasto policyjne. Na trasie przejazdu co kilkadziesiąt metrów ustawiły się oddziały dzielnej i bohaterskiej policji. Pod stadion autobusy dotarły przed 14:00. Po sprawnym i szybkim wejściu na sektor Widzewiacy musieli czekać jeszcze blisko 2 godziny na pierwszy gwizdek. Towarzyszyły im niestety rzęsisty deszcz i przeraźliwy chłód listopadowej soboty.
Znudzeni i zmarznięci kibice gości zajęli całą "klatkę", a liczba ich wyniosła ogólnie 600 szala. Na płocie zawisły cztery flagi: "Ludzie Honoru", "Awanturnicy" , "WFCG" oraz wyjazdowe płótno fanów z Piotrkowa.
W końcu o 16:00 mecz rozpoczął się, a poprzedziła go "minuta ciszy".
Na wejście piłkarzy Widzewiacy z Chojen zaprezentowali oprawę. Była to sektorówka - replika chojeńskiej wyjazdówki. Jeszcze w pierwszej połowie swoją choreografią uświetnili zawody Lechiści. Ich prezentacja związana była z 65-leciem istnienia klubu, a składały się na nią sektorówka z konturami "Wolnego Miasta" i herbu Lechii oraz transparent o treści: "65 lat tradycji i chwały - kochamy ten klub, życie mu oddamy". Gospodarze sobotniego popołudnia dobrze prezentowali się pod względem dopingu. Miejscowy stadion, który położony jest w leśnej niecce, ma bardzo dobrą akustykę, co dodawało śpiewom animuszu.
Czerwony sektor natomiast nie był w najwyższej formie wokalnej. Swoje przy tego typu eskapadach robi zmęczenie podróżą. Do zabawy nie nastrajała też fatalna pogoda. No i skład, jaki pojawił się przy Traugutta, do śpiewającego w większości nie należał. Widzewiacy skupili się głównie na pojedynczych okrzykach. Nastroje polepszył nieco wyrównujący gol Kuklisa, jednak koszmarna gra w defensywie spowodowała później stratę drugiej i trzeciej bramki i kolejna porażka stała się faktem.
Widzewiacy chcieli nieco ironicznie podsumować klapę śpiewając piłkarzom "Kto tak gra...", lecz ci od razu czmychnęli do szatni jasno wyrażając "szacunek" dla kibiców, którzy przejechali pół Polski, by ich wspierać. Łodzianie sfrustrowani olewką zawodników pożegnali ich dosadnymi okrzykami, na co boiskowe gwiazdorki ponownie obraziły się. Bez komentarza.
Jakby nieszczęścia było mało wracający już do Łodzi kibice, w wyniku opóźnienia pociągu, nie zdążyli na przesiadkę w Koluszkach. Pierwszy niedzielny pociąg w kierunku "Miasta Włókniarzy" nadjechać miał dopiero po godzinie 5:00. Zmęczeni wyjazdem i załamani kilkugodzinnym, nocnym oczekiwaniem fani złapali za telefony komórkowe, by zorganizować sobie jakiś transport do Łodzi.
Cóż, bywają niezapomniane wyjazdy z fantastycznym, niepowtarzalnym klimatem, wesołe przygody i radość z zabrania do domów 3pkt. Bywają też takie wojaże, o których można jedynie powiedzieć, że się odbyły. Fanatyzm jednak nie wybiera i nie dzieli wyjazdów na lepsze i gorsze. Wszak jesteśmy zawsze tam...

2010/2011 Lechia Gdańsk - Widzew Łódź (3:1)

06.12.2010 (3:1)

 

Video

 

 

Relacja

Na ostatnim w rundzie jesiennej wyjeździe w Gdańsku pojawiło się 600 Fanatyków Widzewa. Humory przyjezdnym kolejny raz popsuli piłkarze.

Mecz w Gdańsku był debiutem nowego szkoleniowca Widzewa, Czesława Michniewicza. Wielu wierzyło, że "nowa miotła" skutecznie zmotywuje zawodników do walki o ligowe punkty. Nadzieje na drugą wygraną poza Łodzią w połączeniu z atrakcyjnym przeciwnikiem pod względem kibicowskim skutecznie zmobilizowały widzewską brać. Na zbiórce, która ustalona została przed godz. 6:00 na dworcu Łódź Kaliska, pojawiło się blisko 500 osób. Przy tej okazji znajdujący się w sąsiedztwie stadion lokalnego wroga został odpowiednio przyozdobiony przez "nieznanych sprawców" ;). Rejsowy pociąg z kibicami na pokładzie wystartował tuż po 6:00. Jako, że nie był to specjal i trasa nie została negatywnie zagmatwana przez PKP podróż mijała całkiem sprawnie. Po drodze, w Tczewie, do wagonów wbiła się liczna reprezentacja naszych północnych fanatyków, głównie z Grudziądza i Kwidzyna, która wyniosła ponad 100 głów!!!
Na Dworcu Głównym w Gdańsku fani RTS-u zameldowali się po 13:00. Na miejscu czekała już spora ilość mundurowych, która zapakowała podróżników w 10 podstawionych autobusów mających za zadanie dostarczyć grupę pod stadion Lechii. Tego dnia Gdańsk iście przypominał miasto policyjne. Na trasie przejazdu co kilkadziesiąt metrów ustawiły się oddziały dzielnej i bohaterskiej policji. Pod stadion autobusy dotarły przed 14:00. Po sprawnym i szybkim wejściu na sektor Widzewiacy musieli czekać jeszcze blisko 2 godziny na pierwszy gwizdek. Towarzyszyły im niestety rzęsisty deszcz i przeraźliwy chłód listopadowej soboty.
Znudzeni i zmarznięci kibice gości zajęli całą "klatkę", a liczba ich wyniosła ogólnie 600 szala. Na płocie zawisły cztery flagi: "Ludzie Honoru", "Awanturnicy" , "WFCG" oraz wyjazdowe płótno fanów z Piotrkowa.
W końcu o 16:00 mecz rozpoczął się, a poprzedziła go "minuta ciszy".
Na wejście piłkarzy Widzewiacy z Chojen zaprezentowali oprawę. Była to sektorówka - replika chojeńskiej wyjazdówki. Jeszcze w pierwszej połowie swoją choreografią uświetnili zawody Lechiści. Ich prezentacja związana była z 65-leciem istnienia klubu, a składały się na nią sektorówka z konturami "Wolnego Miasta" i herbu Lechii oraz transparent o treści: "65 lat tradycji i chwały - kochamy ten klub, życie mu oddamy". Gospodarze sobotniego popołudnia dobrze prezentowali się pod względem dopingu. Miejscowy stadion, który położony jest w leśnej niecce, ma bardzo dobrą akustykę, co dodawało śpiewom animuszu.
Czerwony sektor natomiast nie był w najwyższej formie wokalnej. Swoje przy tego typu eskapadach robi zmęczenie podróżą. Do zabawy nie nastrajała też fatalna pogoda. No i skład, jaki pojawił się przy Traugutta, do śpiewającego w większości nie należał. Widzewiacy skupili się głównie na pojedynczych okrzykach. Nastroje polepszył nieco wyrównujący gol Kuklisa, jednak koszmarna gra w defensywie spowodowała później stratę drugiej i trzeciej bramki i kolejna porażka stała się faktem.
Widzewiacy chcieli nieco ironicznie podsumować klapę śpiewając piłkarzom "Kto tak gra...", lecz ci od razu czmychnęli do szatni jasno wyrażając "szacunek" dla kibiców, którzy przejechali pół Polski, by ich wspierać. Łodzianie sfrustrowani olewką zawodników pożegnali ich dosadnymi okrzykami, na co boiskowe gwiazdorki ponownie obraziły się. Bez komentarza.
Jakby nieszczęścia było mało wracający już do Łodzi kibice, w wyniku opóźnienia pociągu, nie zdążyli na przesiadkę w Koluszkach. Pierwszy niedzielny pociąg w kierunku "Miasta Włókniarzy" nadjechać miał dopiero po godzinie 5:00. Zmęczeni wyjazdem i załamani kilkugodzinnym, nocnym oczekiwaniem fani złapali za telefony komórkowe, by zorganizować sobie jakiś transport do Łodzi.
Cóż, bywają niezapomniane wyjazdy z fantastycznym, niepowtarzalnym klimatem, wesołe przygody i radość z zabrania do domów 3pkt. Bywają też takie wojaże, o których można jedynie powiedzieć, że się odbyły. Fanatyzm jednak nie wybiera i nie dzieli wyjazdów na lepsze i gorsze. Wszak jesteśmy zawsze tam...

2010/2011 Zagłębie Lubin - Widzew Łódź (1:0)

15.11.2010 (1:0)

 

Video

 

Relacja

Ponad 1000 fanatyków Widzewa (w tym 30 fanów Ruchu Chorzów) zjechało w piątkowy wieczór do Lubina. Mecz na Dolnym Śląsku zbiegł się z równą, setną rocznicą powstania łódzkiego klubu.

Na wyjazdową potyczkę z Zagłębiem kibice szykowali się już od dłuższego czasu. Zainteresowanie wzbudzał bowiem głównie nowy stadion - "Dialog Arena". Sektor gości pomieścić może oficjalnie tysięczną widownię i tyle właśnie biletów otrzymali Widzewiacy. Rozeszły się wszystkie i w kolumnie 7 autokarów, busa oraz sporej ilości aut "Czerwona Armia" ruszyła na szlak. Droga dłużyła się niesamowicie; korki na drodze spowodowały opóźnienie, w wyniku czego główna grupa dojechała pod bramy na niecałą godzinę przed meczem. Z powodu dużego oblężenia trzech kołowrotków ostatnim fanom udaje się wejść na obiekt w czasie trwania 1 połowy.
Obecni wcześniej w "klatce" kibice Widzewa czekają do 15min meczu na większość kolegów i ruszają z dopingiem, który tradycyjnie zaczął się od wymownego "Jesteśmy zawsze tam...". Później korba nakręcaną przez dwójkę prowadzących coraz mocniej się udziela i wokalnie było całkiem nieźle. Gorzej było niestety na murawie. Po kwadransie grający w żółto-czarnych strojach łodzianie przegrywali 0:1 po ładniej bramce z rzutu wolnego Plizgi. W szeregach widzewskich fanatyków udzielało się coraz większa frustracja spowodowana słabą formą zespołu. Zapowiadała się trzecia z rzędu porażka w wyjazdowym spotkaniu toteż większość sympatyków łódzkiej drużyny, której los tego klubu obojętny nie jest, była z wpadki na wpadkę nie tylko bardziej zawiedziona, ale i rozczarowana. Mimo to kibice nie chcieli dać plamy i starali się dopingować piłkarzy z całych sił. Do walki zawodników poderwać miała "Sevilla", "Tonka", czy okrzyki "Walczysz, Widzew, walczysz". Było też słychać chwalebne pieśni z okazji setnych urodzin klubu z Piłsudskiego 138.
W drugiej części meczu doping powoli zaczął dostosowywać się do gry piłkarzy. Czuć było coraz to większą złość, co budziło okrzyki w kierunku piłkarzy, którzy jeżeli nie chcą walczyć za Widzew, najlepiej niech dadzą sobie spokój z noszeniem jego barw oraz herbu na klubowej koszulce.
Ultrasi przywieźli ze sobą flagi na kijach, którymi pomachano w drugiej części meczu. Warto też podkreślić, że "czerwony" sektor został bardzo dobrze oflagowany w liczne, szczególnie małe, wyjazdowe, flagi. Naliczono ich aż 16, w tym debiutującą wyjazdówkę Żabieńca, zgodową "Criminal Family" oraz poświęconą ŚP. Trolowi. Płótna u góry sektora, z racji braku możliwości przywiązania do jakiegokolwiek elementu stadionu...przyklejono wlepkami :-)
Tym razem nie doszło do rywalizacji z miejscowymi kibicami. Fani Zagłębia bowiem na ten dzień przygotowali protest wobec działaczy swojego klubu. "Miedziowy" bardzo ubolewają, że mocno upolityczniony klub po każdych wyborach zdominowany jest przez inną grupę ludzi, którzy pojęcie o budowaniu silnego klubu sportowego mają niewielkie. Na słynną melodię z "Misia" cały stadion nawoływał do dymisji prezesa Zagłębia. Dostało się też lubińskim piłkarzom, którzy zdaniem fanów nie postarali się w bardzo ważnych i prestiżowych derbach regionu ze Śląskiem Wrocław. Miejscowi pozdrawiali także Odrę Opole oraz bydgoskiego Zawiszę.
Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni kolejna porażka stała się faktem. Kibicom Widzewa puściły nerwy i zawodnicy zostali skrytykowani za swoją postawę. Niektórzy z nich, jak choćby Sernas, w ogóle nie podeszli do piłkarzy, tylko od razu uciekli do szatni. Litwin tłumaczył się zdenerwowaniem, bowiem chwilę przed końcem meczu trafił w słupek. Trzeba jednak przyznać, że gołym okiem widać mniejszy wkład Sernasa w grę, który jest już rzekomo na walizkach i zimą opuści klub. Ciekawostką był fakt, iż do krytyki łódzkich piłkarzy przyłączyli się też "Miedziowi", którzy okrzyki "Jak się nie chce, to s.....lać" skomentowali brawami pod adresem kibiców Widzewa, a do słów "Piłkarzyki-pajacyki"...sami się przyłączyli rugając przy tym zawodników obydwu zespołów. Mimo wygranej z RTS-em miejscowy nie wybaczyli wpadki w derbach.
Po krótkim pobycie na sektorze fanatycy Widzewa rozjechali się do domów. Podczas powrotu do Łodzi w autokarach i na postojach trwała świetna zabawa, która nieco poprawiła humory.
Jeszcze kilka słów odnośnie stadionu. Lubiński obiekt prezentuje się bardzo fajnie. Dobre wrażenie potęgują krzesełka w klubowych barwach, czego do dziś nie potrafili wykonać np. w Kielcach. Doskonała widoczność ze stromych trybun, super akustyka oraz gastronomia na poziomie. Z całą pewnością jest to jeden z przyjemniejszych stadionów w Ekstraklasie. Jak prezentuje się reszta przekonamy się na wiosnę, a w przypadku Poznania, w grudniu.

2010/2011 Zagłębie Lubin - Widzew Łódź (1:0)

15.11.2010 (1:0)

 

Video

 

Relacja

Ponad 1000 fanatyków Widzewa (w tym 30 fanów Ruchu Chorzów) zjechało w piątkowy wieczór do Lubina. Mecz na Dolnym Śląsku zbiegł się z równą, setną rocznicą powstania łódzkiego klubu.

Na wyjazdową potyczkę z Zagłębiem kibice szykowali się już od dłuższego czasu. Zainteresowanie wzbudzał bowiem głównie nowy stadion - "Dialog Arena". Sektor gości pomieścić może oficjalnie tysięczną widownię i tyle właśnie biletów otrzymali Widzewiacy. Rozeszły się wszystkie i w kolumnie 7 autokarów, busa oraz sporej ilości aut "Czerwona Armia" ruszyła na szlak. Droga dłużyła się niesamowicie; korki na drodze spowodowały opóźnienie, w wyniku czego główna grupa dojechała pod bramy na niecałą godzinę przed meczem. Z powodu dużego oblężenia trzech kołowrotków ostatnim fanom udaje się wejść na obiekt w czasie trwania 1 połowy.
Obecni wcześniej w "klatce" kibice Widzewa czekają do 15min meczu na większość kolegów i ruszają z dopingiem, który tradycyjnie zaczął się od wymownego "Jesteśmy zawsze tam...". Później korba nakręcaną przez dwójkę prowadzących coraz mocniej się udziela i wokalnie było całkiem nieźle. Gorzej było niestety na murawie. Po kwadransie grający w żółto-czarnych strojach łodzianie przegrywali 0:1 po ładniej bramce z rzutu wolnego Plizgi. W szeregach widzewskich fanatyków udzielało się coraz większa frustracja spowodowana słabą formą zespołu. Zapowiadała się trzecia z rzędu porażka w wyjazdowym spotkaniu toteż większość sympatyków łódzkiej drużyny, której los tego klubu obojętny nie jest, była z wpadki na wpadkę nie tylko bardziej zawiedziona, ale i rozczarowana. Mimo to kibice nie chcieli dać plamy i starali się dopingować piłkarzy z całych sił. Do walki zawodników poderwać miała "Sevilla", "Tonka", czy okrzyki "Walczysz, Widzew, walczysz". Było też słychać chwalebne pieśni z okazji setnych urodzin klubu z Piłsudskiego 138.
W drugiej części meczu doping powoli zaczął dostosowywać się do gry piłkarzy. Czuć było coraz to większą złość, co budziło okrzyki w kierunku piłkarzy, którzy jeżeli nie chcą walczyć za Widzew, najlepiej niech dadzą sobie spokój z noszeniem jego barw oraz herbu na klubowej koszulce.
Ultrasi przywieźli ze sobą flagi na kijach, którymi pomachano w drugiej części meczu. Warto też podkreślić, że "czerwony" sektor został bardzo dobrze oflagowany w liczne, szczególnie małe, wyjazdowe, flagi. Naliczono ich aż 16, w tym debiutującą wyjazdówkę Żabieńca, zgodową "Criminal Family" oraz poświęconą ŚP. Trolowi. Płótna u góry sektora, z racji braku możliwości przywiązania do jakiegokolwiek elementu stadionu...przyklejono wlepkami :-)
Tym razem nie doszło do rywalizacji z miejscowymi kibicami. Fani Zagłębia bowiem na ten dzień przygotowali protest wobec działaczy swojego klubu. "Miedziowy" bardzo ubolewają, że mocno upolityczniony klub po każdych wyborach zdominowany jest przez inną grupę ludzi, którzy pojęcie o budowaniu silnego klubu sportowego mają niewielkie. Na słynną melodię z "Misia" cały stadion nawoływał do dymisji prezesa Zagłębia. Dostało się też lubińskim piłkarzom, którzy zdaniem fanów nie postarali się w bardzo ważnych i prestiżowych derbach regionu ze Śląskiem Wrocław. Miejscowi pozdrawiali także Odrę Opole oraz bydgoskiego Zawiszę.
Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni kolejna porażka stała się faktem. Kibicom Widzewa puściły nerwy i zawodnicy zostali skrytykowani za swoją postawę. Niektórzy z nich, jak choćby Sernas, w ogóle nie podeszli do piłkarzy, tylko od razu uciekli do szatni. Litwin tłumaczył się zdenerwowaniem, bowiem chwilę przed końcem meczu trafił w słupek. Trzeba jednak przyznać, że gołym okiem widać mniejszy wkład Sernasa w grę, który jest już rzekomo na walizkach i zimą opuści klub. Ciekawostką był fakt, iż do krytyki łódzkich piłkarzy przyłączyli się też "Miedziowi", którzy okrzyki "Jak się nie chce, to s.....lać" skomentowali brawami pod adresem kibiców Widzewa, a do słów "Piłkarzyki-pajacyki"...sami się przyłączyli rugając przy tym zawodników obydwu zespołów. Mimo wygranej z RTS-em miejscowy nie wybaczyli wpadki w derbach.
Po krótkim pobycie na sektorze fanatycy Widzewa rozjechali się do domów. Podczas powrotu do Łodzi w autokarach i na postojach trwała świetna zabawa, która nieco poprawiła humory.
Jeszcze kilka słów odnośnie stadionu. Lubiński obiekt prezentuje się bardzo fajnie. Dobre wrażenie potęgują krzesełka w klubowych barwach, czego do dziś nie potrafili wykonać np. w Kielcach. Doskonała widoczność ze stromych trybun, super akustyka oraz gastronomia na poziomie. Z całą pewnością jest to jeden z przyjemniejszych stadionów w Ekstraklasie. Jak prezentuje się reszta przekonamy się na wiosnę, a w przypadku Poznania, w grudniu.

2010/2011 Zagłębie Lubin - Widzew Łódź (1:0)

15.11.2010 (1:0)

 

Video

 

Relacja

Ponad 1000 fanatyków Widzewa (w tym 30 fanów Ruchu Chorzów) zjechało w piątkowy wieczór do Lubina. Mecz na Dolnym Śląsku zbiegł się z równą, setną rocznicą powstania łódzkiego klubu.

Na wyjazdową potyczkę z Zagłębiem kibice szykowali się już od dłuższego czasu. Zainteresowanie wzbudzał bowiem głównie nowy stadion - "Dialog Arena". Sektor gości pomieścić może oficjalnie tysięczną widownię i tyle właśnie biletów otrzymali Widzewiacy. Rozeszły się wszystkie i w kolumnie 7 autokarów, busa oraz sporej ilości aut "Czerwona Armia" ruszyła na szlak. Droga dłużyła się niesamowicie; korki na drodze spowodowały opóźnienie, w wyniku czego główna grupa dojechała pod bramy na niecałą godzinę przed meczem. Z powodu dużego oblężenia trzech kołowrotków ostatnim fanom udaje się wejść na obiekt w czasie trwania 1 połowy.
Obecni wcześniej w "klatce" kibice Widzewa czekają do 15min meczu na większość kolegów i ruszają z dopingiem, który tradycyjnie zaczął się od wymownego "Jesteśmy zawsze tam...". Później korba nakręcaną przez dwójkę prowadzących coraz mocniej się udziela i wokalnie było całkiem nieźle. Gorzej było niestety na murawie. Po kwadransie grający w żółto-czarnych strojach łodzianie przegrywali 0:1 po ładniej bramce z rzutu wolnego Plizgi. W szeregach widzewskich fanatyków udzielało się coraz większa frustracja spowodowana słabą formą zespołu. Zapowiadała się trzecia z rzędu porażka w wyjazdowym spotkaniu toteż większość sympatyków łódzkiej drużyny, której los tego klubu obojętny nie jest, była z wpadki na wpadkę nie tylko bardziej zawiedziona, ale i rozczarowana. Mimo to kibice nie chcieli dać plamy i starali się dopingować piłkarzy z całych sił. Do walki zawodników poderwać miała "Sevilla", "Tonka", czy okrzyki "Walczysz, Widzew, walczysz". Było też słychać chwalebne pieśni z okazji setnych urodzin klubu z Piłsudskiego 138.
W drugiej części meczu doping powoli zaczął dostosowywać się do gry piłkarzy. Czuć było coraz to większą złość, co budziło okrzyki w kierunku piłkarzy, którzy jeżeli nie chcą walczyć za Widzew, najlepiej niech dadzą sobie spokój z noszeniem jego barw oraz herbu na klubowej koszulce.
Ultrasi przywieźli ze sobą flagi na kijach, którymi pomachano w drugiej części meczu. Warto też podkreślić, że "czerwony" sektor został bardzo dobrze oflagowany w liczne, szczególnie małe, wyjazdowe, flagi. Naliczono ich aż 16, w tym debiutującą wyjazdówkę Żabieńca, zgodową "Criminal Family" oraz poświęconą ŚP. Trolowi. Płótna u góry sektora, z racji braku możliwości przywiązania do jakiegokolwiek elementu stadionu...przyklejono wlepkami :-)
Tym razem nie doszło do rywalizacji z miejscowymi kibicami. Fani Zagłębia bowiem na ten dzień przygotowali protest wobec działaczy swojego klubu. "Miedziowy" bardzo ubolewają, że mocno upolityczniony klub po każdych wyborach zdominowany jest przez inną grupę ludzi, którzy pojęcie o budowaniu silnego klubu sportowego mają niewielkie. Na słynną melodię z "Misia" cały stadion nawoływał do dymisji prezesa Zagłębia. Dostało się też lubińskim piłkarzom, którzy zdaniem fanów nie postarali się w bardzo ważnych i prestiżowych derbach regionu ze Śląskiem Wrocław. Miejscowi pozdrawiali także Odrę Opole oraz bydgoskiego Zawiszę.
Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni kolejna porażka stała się faktem. Kibicom Widzewa puściły nerwy i zawodnicy zostali skrytykowani za swoją postawę. Niektórzy z nich, jak choćby Sernas, w ogóle nie podeszli do piłkarzy, tylko od razu uciekli do szatni. Litwin tłumaczył się zdenerwowaniem, bowiem chwilę przed końcem meczu trafił w słupek. Trzeba jednak przyznać, że gołym okiem widać mniejszy wkład Sernasa w grę, który jest już rzekomo na walizkach i zimą opuści klub. Ciekawostką był fakt, iż do krytyki łódzkich piłkarzy przyłączyli się też "Miedziowi", którzy okrzyki "Jak się nie chce, to s.....lać" skomentowali brawami pod adresem kibiców Widzewa, a do słów "Piłkarzyki-pajacyki"...sami się przyłączyli rugając przy tym zawodników obydwu zespołów. Mimo wygranej z RTS-em miejscowy nie wybaczyli wpadki w derbach.
Po krótkim pobycie na sektorze fanatycy Widzewa rozjechali się do domów. Podczas powrotu do Łodzi w autokarach i na postojach trwała świetna zabawa, która nieco poprawiła humory.
Jeszcze kilka słów odnośnie stadionu. Lubiński obiekt prezentuje się bardzo fajnie. Dobre wrażenie potęgują krzesełka w klubowych barwach, czego do dziś nie potrafili wykonać np. w Kielcach. Doskonała widoczność ze stromych trybun, super akustyka oraz gastronomia na poziomie. Z całą pewnością jest to jeden z przyjemniejszych stadionów w Ekstraklasie. Jak prezentuje się reszta przekonamy się na wiosnę, a w przypadku Poznania, w grudniu.

2010/2011 Zagłębie Lubin - Widzew Łódź (1:0)

15.11.2010 (1:0)

 

Video

 

Relacja

Ponad 1000 fanatyków Widzewa (w tym 30 fanów Ruchu Chorzów) zjechało w piątkowy wieczór do Lubina. Mecz na Dolnym Śląsku zbiegł się z równą, setną rocznicą powstania łódzkiego klubu.

Na wyjazdową potyczkę z Zagłębiem kibice szykowali się już od dłuższego czasu. Zainteresowanie wzbudzał bowiem głównie nowy stadion - "Dialog Arena". Sektor gości pomieścić może oficjalnie tysięczną widownię i tyle właśnie biletów otrzymali Widzewiacy. Rozeszły się wszystkie i w kolumnie 7 autokarów, busa oraz sporej ilości aut "Czerwona Armia" ruszyła na szlak. Droga dłużyła się niesamowicie; korki na drodze spowodowały opóźnienie, w wyniku czego główna grupa dojechała pod bramy na niecałą godzinę przed meczem. Z powodu dużego oblężenia trzech kołowrotków ostatnim fanom udaje się wejść na obiekt w czasie trwania 1 połowy.
Obecni wcześniej w "klatce" kibice Widzewa czekają do 15min meczu na większość kolegów i ruszają z dopingiem, który tradycyjnie zaczął się od wymownego "Jesteśmy zawsze tam...". Później korba nakręcaną przez dwójkę prowadzących coraz mocniej się udziela i wokalnie było całkiem nieźle. Gorzej było niestety na murawie. Po kwadransie grający w żółto-czarnych strojach łodzianie przegrywali 0:1 po ładniej bramce z rzutu wolnego Plizgi. W szeregach widzewskich fanatyków udzielało się coraz większa frustracja spowodowana słabą formą zespołu. Zapowiadała się trzecia z rzędu porażka w wyjazdowym spotkaniu toteż większość sympatyków łódzkiej drużyny, której los tego klubu obojętny nie jest, była z wpadki na wpadkę nie tylko bardziej zawiedziona, ale i rozczarowana. Mimo to kibice nie chcieli dać plamy i starali się dopingować piłkarzy z całych sił. Do walki zawodników poderwać miała "Sevilla", "Tonka", czy okrzyki "Walczysz, Widzew, walczysz". Było też słychać chwalebne pieśni z okazji setnych urodzin klubu z Piłsudskiego 138.
W drugiej części meczu doping powoli zaczął dostosowywać się do gry piłkarzy. Czuć było coraz to większą złość, co budziło okrzyki w kierunku piłkarzy, którzy jeżeli nie chcą walczyć za Widzew, najlepiej niech dadzą sobie spokój z noszeniem jego barw oraz herbu na klubowej koszulce.
Ultrasi przywieźli ze sobą flagi na kijach, którymi pomachano w drugiej części meczu. Warto też podkreślić, że "czerwony" sektor został bardzo dobrze oflagowany w liczne, szczególnie małe, wyjazdowe, flagi. Naliczono ich aż 16, w tym debiutującą wyjazdówkę Żabieńca, zgodową "Criminal Family" oraz poświęconą ŚP. Trolowi. Płótna u góry sektora, z racji braku możliwości przywiązania do jakiegokolwiek elementu stadionu...przyklejono wlepkami :-)
Tym razem nie doszło do rywalizacji z miejscowymi kibicami. Fani Zagłębia bowiem na ten dzień przygotowali protest wobec działaczy swojego klubu. "Miedziowy" bardzo ubolewają, że mocno upolityczniony klub po każdych wyborach zdominowany jest przez inną grupę ludzi, którzy pojęcie o budowaniu silnego klubu sportowego mają niewielkie. Na słynną melodię z "Misia" cały stadion nawoływał do dymisji prezesa Zagłębia. Dostało się też lubińskim piłkarzom, którzy zdaniem fanów nie postarali się w bardzo ważnych i prestiżowych derbach regionu ze Śląskiem Wrocław. Miejscowi pozdrawiali także Odrę Opole oraz bydgoskiego Zawiszę.
Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni kolejna porażka stała się faktem. Kibicom Widzewa puściły nerwy i zawodnicy zostali skrytykowani za swoją postawę. Niektórzy z nich, jak choćby Sernas, w ogóle nie podeszli do piłkarzy, tylko od razu uciekli do szatni. Litwin tłumaczył się zdenerwowaniem, bowiem chwilę przed końcem meczu trafił w słupek. Trzeba jednak przyznać, że gołym okiem widać mniejszy wkład Sernasa w grę, który jest już rzekomo na walizkach i zimą opuści klub. Ciekawostką był fakt, iż do krytyki łódzkich piłkarzy przyłączyli się też "Miedziowi", którzy okrzyki "Jak się nie chce, to s.....lać" skomentowali brawami pod adresem kibiców Widzewa, a do słów "Piłkarzyki-pajacyki"...sami się przyłączyli rugając przy tym zawodników obydwu zespołów. Mimo wygranej z RTS-em miejscowy nie wybaczyli wpadki w derbach.
Po krótkim pobycie na sektorze fanatycy Widzewa rozjechali się do domów. Podczas powrotu do Łodzi w autokarach i na postojach trwała świetna zabawa, która nieco poprawiła humory.
Jeszcze kilka słów odnośnie stadionu. Lubiński obiekt prezentuje się bardzo fajnie. Dobre wrażenie potęgują krzesełka w klubowych barwach, czego do dziś nie potrafili wykonać np. w Kielcach. Doskonała widoczność ze stromych trybun, super akustyka oraz gastronomia na poziomie. Z całą pewnością jest to jeden z przyjemniejszych stadionów w Ekstraklasie. Jak prezentuje się reszta przekonamy się na wiosnę, a w przypadku Poznania, w grudniu.

2010/2011 GKS Bełchatów - Widzew Łódź (0:0)

31.10.2010 (0:0)

 

Video

 

Relacja

428 kibiców Widzewa zasiadło w piątkowy wieczór w sektorze gości. Niestety przeżyli oni spore rozczarowanie. Piłkarze praktycznie bez walki oddali rywalom 3 punkty w ostatniej akcji spotkania.

Piątkowy mecz, błędnie nazywany derbami, budził spore emocje i zainteresowanie głównie po stronie gospodarzy. Mobilizowali się oni od dłuższego czasu na, jak to mówią, ich największą kosę. Czasy, gdy w Bełchatowie istniał jedynie Widzew minęły. Sportowa bessa łódzkiego klubu w połączeniu z sukcesami GKS-u spowodowały, że większość młodzieży nie ma już tak oczywistego wyboru i często idzie drogą miejscowego klubu. Nie ma się co dziwić. Lokalny klub w ostatnim czasie mocno postawił na pozyskanie nowych sympatyków. Grupowe wejścia dla szkół, terenowy marketing + dobre wyniki na murawie, m.in. wicemistrzostwo kraju, wpłynęły pozytywnie na liczbę kibiców górniczej drużyny. Inną sprawą jest "jakość" tychże fanów. Nie od dziś bowiem wiadomo, że pomimo iż zastępy miejscowych rosną, na ulicach przegrywają oni sromotnie z wciąż licznym FC Widzewa ("FCB '91"). Ostatnie wydarzenia są jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę, że w aspektach pozaboiskowych FCB nadal przoduje, a przeciwnikom pozostaje odwrót w kierunku remiz strażackich, policyjnych posterunków, bądź innych kryjówek.

Nic więc dziwnego, że przyjazd RTS-u wyzwolił wśród miejscowych tak wielką mobilizację. Nic tak nie motywuje do działania, jak fanatyczna nienawiść. Toteż chętnych do wyleczenia kompleksu Widzewa nie brakowało. Gospodarze zbierali się pod stadionem już na kilka godzin przed meczem, aby bronić swojej świątyni. Nie do pomyślenia w innych miastach, by miejscowi musieliby się tak obawiać rywala, i wystawać pół dnia pod kasami. Do spotkania przygotowała się także policja, która zgromadziła tego dnia spore ilości oddziałów, polewaczek, czy konnych funkcjonariuszy. Nie zabrakło też helikoptera, który dzielnie fruwał w przestworzach za pieniądze podatników. Operacja "Widzew" przewidywała przyznanie gościom jak najmniejszej liczby biletów, najchętniej zerowej. W końcu działacze ulegli i wydali standardowe 384 wejściówki. Kilkukrotnie za mało, gdyż chętnych do zaliczenia najbliższego wyjazdu nigdy nie brakuje. Bilety w pierwszej kolejności powędrowały do kibiców będących w Bytomiu, a następnie do fanów na codzień mieszkających w okolicach Bełchatowa. Ostatecznie pod bramami sektora gości stawiło się ok. 450 kibiców, z których 428 udało się wejść na obiekt. Część widzewskich fanatyków zamiast meczu wybrało patrolowanie miasta w poszukiwaniu przygód.
Na płocie fani RTS-u powiesili 4 flagi: "Chojny on tour", ogólnowidzewską wyjazdówkę "Discovery" oraz FC z Zelowa i oczywiście miejscowego FCB'91. Swoje miejsce na ogrodzeniu znalazło też kilka biało-zielono-czarnych szalików, które "znaleziono" po drodze, a które w trakcie zawodów uległy samozapłonowi ;) Po stronie GKS-u także widoczny mini-dywan z widzewskich barw, który także skończył swój żywot po kontakcie z racami. Pozowania do zdjęć na tle płonących szalików nie było wśród miejscowych końca. Oj przybędzie nowych zdjęć na naszej klasie. Młyn gospodarzy prezentował się na prawdę nieźle. Widać było, że nakręcana długi czas korba przyniosła pozytywny efekt i ubrani w okolicznościowe koszulki miejscowi od początku meczu ruszyli z dobrym dopingiem. O dziwo pierwsze "pozdrowienia" w kierunku czerwonego sektora słychać było dość późno. Jednak jak już kibice GKS-u rozkręcili się z bluzgami, to nie mogli się zatrzymać. Wcześniej jednak zaprezentowali bardzo ładną choreografię w postaci chorągiewek w białych i zielonych (naprzemiennie) kolorach oraz dużej ilości pirotechniki. Towarzyszył temu solidny doping.
W sektorze Widzewiaków doping dla łódzkich piłkarzy mocno mieszał się z szyderstwami kierowanymi do reszty stadionu. Wypominano miejscowym liczne spowiedzi na komendach, czmychanie tuż po meczu do domu z dobrze schowanym szalikiem, czy brak chęci do randki pomiędzy ekipami. Często pozdrawiane były najaktywniejsze na bełchatowskich terenach FCB oraz FC Zelów (reprezentanci obu grup w czasie meczu na mieście). Akcentowano do kogo tak na prawdę należy to miasto. Zwłaszcza hasło: "Jak wy wrócicie do domu?" wywoływało pianę na ustach samozwańczych władców Bełchatowa i potężną ilość gwizdów. Podziękowania za solidne i szczere zeznania na policji jak zawsze dostał wychowanek GKS-u Łukasz Sapela.
Wokalne popisy Gieksiarzy w drugiej części meczu już osłabły, ale i tak stadion przy Sportowej tak dobrze nie prezentował się chyba nigdy. Bełchatowski młyn intonował z dużą pompą "Miasto jest nasze...", co goście przyjęli z dużym rozbawieniem. Obiekt GKS-u eksplodował w samej końcówce meczu, kiedy we frajerski sposób obrona Widzewa podarowała im zwycięstwo, za co zawodnicy z Łodzi otrzymali stosowne nagany ustne od kibiców.
We frajerski sposób, tradycyjnie z resztą, zachowali się też po meczu Bełchatowianie, którzy poproszeni o oddanie swych zielonych koszulek zgodnie z obywatelskimi normami poinformowali o zdarzeniu panów policjantów. W wyniku tego powrót do domu jednego z łódzkich busów wydłużył się o godzinkę spędzoną na komendzie. Brak słów.
Podsumowując ten bliski wyjazd, Widzewiacy bez wyraźnej tego dnia korby na rywala, przynajmniej na stadionie. Łódzcy kibice potraktowali mecz, jak każdy inny ze średnio notowanym przeciwnikiem. Ostro reagowali na hipokryzję płynącą z sektorów gospodarzy oraz na brak ambicji własnych piłkarzy. Ci zaprezentowali się fatalnie. Poza harującym za trzech Piotrkiem Grzelczakiem, nikt nie zasłużył na choćby jedno dobre słowo.
Kibice GKS-u natomiast spięli się na pojedynek z Widzewem dość solidnie. W wyimaginowanych przez nich "derbach" wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Pokazali interesującą oprawę, momentami głośno ryknęli. Obiektywnie należy ocenić ich postawę ultras wysoko, jak na ich możliwości. Widać, że z roku na rok robią postępy w tej dziedzinie.

2010/2011 GKS Bełchatów - Widzew Łódź (0:0)

31.10.2010 (0:0)

 

Video

 

Relacja

428 kibiców Widzewa zasiadło w piątkowy wieczór w sektorze gości. Niestety przeżyli oni spore rozczarowanie. Piłkarze praktycznie bez walki oddali rywalom 3 punkty w ostatniej akcji spotkania.

Piątkowy mecz, błędnie nazywany derbami, budził spore emocje i zainteresowanie głównie po stronie gospodarzy. Mobilizowali się oni od dłuższego czasu na, jak to mówią, ich największą kosę. Czasy, gdy w Bełchatowie istniał jedynie Widzew minęły. Sportowa bessa łódzkiego klubu w połączeniu z sukcesami GKS-u spowodowały, że większość młodzieży nie ma już tak oczywistego wyboru i często idzie drogą miejscowego klubu. Nie ma się co dziwić. Lokalny klub w ostatnim czasie mocno postawił na pozyskanie nowych sympatyków. Grupowe wejścia dla szkół, terenowy marketing + dobre wyniki na murawie, m.in. wicemistrzostwo kraju, wpłynęły pozytywnie na liczbę kibiców górniczej drużyny. Inną sprawą jest "jakość" tychże fanów. Nie od dziś bowiem wiadomo, że pomimo iż zastępy miejscowych rosną, na ulicach przegrywają oni sromotnie z wciąż licznym FC Widzewa ("FCB '91"). Ostatnie wydarzenia są jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę, że w aspektach pozaboiskowych FCB nadal przoduje, a przeciwnikom pozostaje odwrót w kierunku remiz strażackich, policyjnych posterunków, bądź innych kryjówek.

Nic więc dziwnego, że przyjazd RTS-u wyzwolił wśród miejscowych tak wielką mobilizację. Nic tak nie motywuje do działania, jak fanatyczna nienawiść. Toteż chętnych do wyleczenia kompleksu Widzewa nie brakowało. Gospodarze zbierali się pod stadionem już na kilka godzin przed meczem, aby bronić swojej świątyni. Nie do pomyślenia w innych miastach, by miejscowi musieliby się tak obawiać rywala, i wystawać pół dnia pod kasami. Do spotkania przygotowała się także policja, która zgromadziła tego dnia spore ilości oddziałów, polewaczek, czy konnych funkcjonariuszy. Nie zabrakło też helikoptera, który dzielnie fruwał w przestworzach za pieniądze podatników. Operacja "Widzew" przewidywała przyznanie gościom jak najmniejszej liczby biletów, najchętniej zerowej. W końcu działacze ulegli i wydali standardowe 384 wejściówki. Kilkukrotnie za mało, gdyż chętnych do zaliczenia najbliższego wyjazdu nigdy nie brakuje. Bilety w pierwszej kolejności powędrowały do kibiców będących w Bytomiu, a następnie do fanów na codzień mieszkających w okolicach Bełchatowa. Ostatecznie pod bramami sektora gości stawiło się ok. 450 kibiców, z których 428 udało się wejść na obiekt. Część widzewskich fanatyków zamiast meczu wybrało patrolowanie miasta w poszukiwaniu przygód.
Na płocie fani RTS-u powiesili 4 flagi: "Chojny on tour", ogólnowidzewską wyjazdówkę "Discovery" oraz FC z Zelowa i oczywiście miejscowego FCB'91. Swoje miejsce na ogrodzeniu znalazło też kilka biało-zielono-czarnych szalików, które "znaleziono" po drodze, a które w trakcie zawodów uległy samozapłonowi ;) Po stronie GKS-u także widoczny mini-dywan z widzewskich barw, który także skończył swój żywot po kontakcie z racami. Pozowania do zdjęć na tle płonących szalików nie było wśród miejscowych końca. Oj przybędzie nowych zdjęć na naszej klasie. Młyn gospodarzy prezentował się na prawdę nieźle. Widać było, że nakręcana długi czas korba przyniosła pozytywny efekt i ubrani w okolicznościowe koszulki miejscowi od początku meczu ruszyli z dobrym dopingiem. O dziwo pierwsze "pozdrowienia" w kierunku czerwonego sektora słychać było dość późno. Jednak jak już kibice GKS-u rozkręcili się z bluzgami, to nie mogli się zatrzymać. Wcześniej jednak zaprezentowali bardzo ładną choreografię w postaci chorągiewek w białych i zielonych (naprzemiennie) kolorach oraz dużej ilości pirotechniki. Towarzyszył temu solidny doping.
W sektorze Widzewiaków doping dla łódzkich piłkarzy mocno mieszał się z szyderstwami kierowanymi do reszty stadionu. Wypominano miejscowym liczne spowiedzi na komendach, czmychanie tuż po meczu do domu z dobrze schowanym szalikiem, czy brak chęci do randki pomiędzy ekipami. Często pozdrawiane były najaktywniejsze na bełchatowskich terenach FCB oraz FC Zelów (reprezentanci obu grup w czasie meczu na mieście). Akcentowano do kogo tak na prawdę należy to miasto. Zwłaszcza hasło: "Jak wy wrócicie do domu?" wywoływało pianę na ustach samozwańczych władców Bełchatowa i potężną ilość gwizdów. Podziękowania za solidne i szczere zeznania na policji jak zawsze dostał wychowanek GKS-u Łukasz Sapela.
Wokalne popisy Gieksiarzy w drugiej części meczu już osłabły, ale i tak stadion przy Sportowej tak dobrze nie prezentował się chyba nigdy. Bełchatowski młyn intonował z dużą pompą "Miasto jest nasze...", co goście przyjęli z dużym rozbawieniem. Obiekt GKS-u eksplodował w samej końcówce meczu, kiedy we frajerski sposób obrona Widzewa podarowała im zwycięstwo, za co zawodnicy z Łodzi otrzymali stosowne nagany ustne od kibiców.
We frajerski sposób, tradycyjnie z resztą, zachowali się też po meczu Bełchatowianie, którzy poproszeni o oddanie swych zielonych koszulek zgodnie z obywatelskimi normami poinformowali o zdarzeniu panów policjantów. W wyniku tego powrót do domu jednego z łódzkich busów wydłużył się o godzinkę spędzoną na komendzie. Brak słów.
Podsumowując ten bliski wyjazd, Widzewiacy bez wyraźnej tego dnia korby na rywala, przynajmniej na stadionie. Łódzcy kibice potraktowali mecz, jak każdy inny ze średnio notowanym przeciwnikiem. Ostro reagowali na hipokryzję płynącą z sektorów gospodarzy oraz na brak ambicji własnych piłkarzy. Ci zaprezentowali się fatalnie. Poza harującym za trzech Piotrkiem Grzelczakiem, nikt nie zasłużył na choćby jedno dobre słowo.
Kibice GKS-u natomiast spięli się na pojedynek z Widzewem dość solidnie. W wyimaginowanych przez nich "derbach" wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Pokazali interesującą oprawę, momentami głośno ryknęli. Obiektywnie należy ocenić ich postawę ultras wysoko, jak na ich możliwości. Widać, że z roku na rok robią postępy w tej dziedzinie.

2010/2011 GKS Bełchatów - Widzew Łódź (0:0)

31.10.2010 (0:0)

 

Video

 

Relacja

428 kibiców Widzewa zasiadło w piątkowy wieczór w sektorze gości. Niestety przeżyli oni spore rozczarowanie. Piłkarze praktycznie bez walki oddali rywalom 3 punkty w ostatniej akcji spotkania.

Piątkowy mecz, błędnie nazywany derbami, budził spore emocje i zainteresowanie głównie po stronie gospodarzy. Mobilizowali się oni od dłuższego czasu na, jak to mówią, ich największą kosę. Czasy, gdy w Bełchatowie istniał jedynie Widzew minęły. Sportowa bessa łódzkiego klubu w połączeniu z sukcesami GKS-u spowodowały, że większość młodzieży nie ma już tak oczywistego wyboru i często idzie drogą miejscowego klubu. Nie ma się co dziwić. Lokalny klub w ostatnim czasie mocno postawił na pozyskanie nowych sympatyków. Grupowe wejścia dla szkół, terenowy marketing + dobre wyniki na murawie, m.in. wicemistrzostwo kraju, wpłynęły pozytywnie na liczbę kibiców górniczej drużyny. Inną sprawą jest "jakość" tychże fanów. Nie od dziś bowiem wiadomo, że pomimo iż zastępy miejscowych rosną, na ulicach przegrywają oni sromotnie z wciąż licznym FC Widzewa ("FCB '91"). Ostatnie wydarzenia są jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę, że w aspektach pozaboiskowych FCB nadal przoduje, a przeciwnikom pozostaje odwrót w kierunku remiz strażackich, policyjnych posterunków, bądź innych kryjówek.

Nic więc dziwnego, że przyjazd RTS-u wyzwolił wśród miejscowych tak wielką mobilizację. Nic tak nie motywuje do działania, jak fanatyczna nienawiść. Toteż chętnych do wyleczenia kompleksu Widzewa nie brakowało. Gospodarze zbierali się pod stadionem już na kilka godzin przed meczem, aby bronić swojej świątyni. Nie do pomyślenia w innych miastach, by miejscowi musieliby się tak obawiać rywala, i wystawać pół dnia pod kasami. Do spotkania przygotowała się także policja, która zgromadziła tego dnia spore ilości oddziałów, polewaczek, czy konnych funkcjonariuszy. Nie zabrakło też helikoptera, który dzielnie fruwał w przestworzach za pieniądze podatników. Operacja "Widzew" przewidywała przyznanie gościom jak najmniejszej liczby biletów, najchętniej zerowej. W końcu działacze ulegli i wydali standardowe 384 wejściówki. Kilkukrotnie za mało, gdyż chętnych do zaliczenia najbliższego wyjazdu nigdy nie brakuje. Bilety w pierwszej kolejności powędrowały do kibiców będących w Bytomiu, a następnie do fanów na codzień mieszkających w okolicach Bełchatowa. Ostatecznie pod bramami sektora gości stawiło się ok. 450 kibiców, z których 428 udało się wejść na obiekt. Część widzewskich fanatyków zamiast meczu wybrało patrolowanie miasta w poszukiwaniu przygód.
Na płocie fani RTS-u powiesili 4 flagi: "Chojny on tour", ogólnowidzewską wyjazdówkę "Discovery" oraz FC z Zelowa i oczywiście miejscowego FCB'91. Swoje miejsce na ogrodzeniu znalazło też kilka biało-zielono-czarnych szalików, które "znaleziono" po drodze, a które w trakcie zawodów uległy samozapłonowi ;) Po stronie GKS-u także widoczny mini-dywan z widzewskich barw, który także skończył swój żywot po kontakcie z racami. Pozowania do zdjęć na tle płonących szalików nie było wśród miejscowych końca. Oj przybędzie nowych zdjęć na naszej klasie. Młyn gospodarzy prezentował się na prawdę nieźle. Widać było, że nakręcana długi czas korba przyniosła pozytywny efekt i ubrani w okolicznościowe koszulki miejscowi od początku meczu ruszyli z dobrym dopingiem. O dziwo pierwsze "pozdrowienia" w kierunku czerwonego sektora słychać było dość późno. Jednak jak już kibice GKS-u rozkręcili się z bluzgami, to nie mogli się zatrzymać. Wcześniej jednak zaprezentowali bardzo ładną choreografię w postaci chorągiewek w białych i zielonych (naprzemiennie) kolorach oraz dużej ilości pirotechniki. Towarzyszył temu solidny doping.
W sektorze Widzewiaków doping dla łódzkich piłkarzy mocno mieszał się z szyderstwami kierowanymi do reszty stadionu. Wypominano miejscowym liczne spowiedzi na komendach, czmychanie tuż po meczu do domu z dobrze schowanym szalikiem, czy brak chęci do randki pomiędzy ekipami. Często pozdrawiane były najaktywniejsze na bełchatowskich terenach FCB oraz FC Zelów (reprezentanci obu grup w czasie meczu na mieście). Akcentowano do kogo tak na prawdę należy to miasto. Zwłaszcza hasło: "Jak wy wrócicie do domu?" wywoływało pianę na ustach samozwańczych władców Bełchatowa i potężną ilość gwizdów. Podziękowania za solidne i szczere zeznania na policji jak zawsze dostał wychowanek GKS-u Łukasz Sapela.
Wokalne popisy Gieksiarzy w drugiej części meczu już osłabły, ale i tak stadion przy Sportowej tak dobrze nie prezentował się chyba nigdy. Bełchatowski młyn intonował z dużą pompą "Miasto jest nasze...", co goście przyjęli z dużym rozbawieniem. Obiekt GKS-u eksplodował w samej końcówce meczu, kiedy we frajerski sposób obrona Widzewa podarowała im zwycięstwo, za co zawodnicy z Łodzi otrzymali stosowne nagany ustne od kibiców.
We frajerski sposób, tradycyjnie z resztą, zachowali się też po meczu Bełchatowianie, którzy poproszeni o oddanie swych zielonych koszulek zgodnie z obywatelskimi normami poinformowali o zdarzeniu panów policjantów. W wyniku tego powrót do domu jednego z łódzkich busów wydłużył się o godzinkę spędzoną na komendzie. Brak słów.
Podsumowując ten bliski wyjazd, Widzewiacy bez wyraźnej tego dnia korby na rywala, przynajmniej na stadionie. Łódzcy kibice potraktowali mecz, jak każdy inny ze średnio notowanym przeciwnikiem. Ostro reagowali na hipokryzję płynącą z sektorów gospodarzy oraz na brak ambicji własnych piłkarzy. Ci zaprezentowali się fatalnie. Poza harującym za trzech Piotrkiem Grzelczakiem, nikt nie zasłużył na choćby jedno dobre słowo.
Kibice GKS-u natomiast spięli się na pojedynek z Widzewem dość solidnie. W wyimaginowanych przez nich "derbach" wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Pokazali interesującą oprawę, momentami głośno ryknęli. Obiektywnie należy ocenić ich postawę ultras wysoko, jak na ich możliwości. Widać, że z roku na rok robią postępy w tej dziedzinie.

2010/2011 GKS Bełchatów - Widzew Łódź (0:0)

31.10.2010 (0:0)

 

Video

 

Relacja

428 kibiców Widzewa zasiadło w piątkowy wieczór w sektorze gości. Niestety przeżyli oni spore rozczarowanie. Piłkarze praktycznie bez walki oddali rywalom 3 punkty w ostatniej akcji spotkania.

Piątkowy mecz, błędnie nazywany derbami, budził spore emocje i zainteresowanie głównie po stronie gospodarzy. Mobilizowali się oni od dłuższego czasu na, jak to mówią, ich największą kosę. Czasy, gdy w Bełchatowie istniał jedynie Widzew minęły. Sportowa bessa łódzkiego klubu w połączeniu z sukcesami GKS-u spowodowały, że większość młodzieży nie ma już tak oczywistego wyboru i często idzie drogą miejscowego klubu. Nie ma się co dziwić. Lokalny klub w ostatnim czasie mocno postawił na pozyskanie nowych sympatyków. Grupowe wejścia dla szkół, terenowy marketing + dobre wyniki na murawie, m.in. wicemistrzostwo kraju, wpłynęły pozytywnie na liczbę kibiców górniczej drużyny. Inną sprawą jest "jakość" tychże fanów. Nie od dziś bowiem wiadomo, że pomimo iż zastępy miejscowych rosną, na ulicach przegrywają oni sromotnie z wciąż licznym FC Widzewa ("FCB '91"). Ostatnie wydarzenia są jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę, że w aspektach pozaboiskowych FCB nadal przoduje, a przeciwnikom pozostaje odwrót w kierunku remiz strażackich, policyjnych posterunków, bądź innych kryjówek.

Nic więc dziwnego, że przyjazd RTS-u wyzwolił wśród miejscowych tak wielką mobilizację. Nic tak nie motywuje do działania, jak fanatyczna nienawiść. Toteż chętnych do wyleczenia kompleksu Widzewa nie brakowało. Gospodarze zbierali się pod stadionem już na kilka godzin przed meczem, aby bronić swojej świątyni. Nie do pomyślenia w innych miastach, by miejscowi musieliby się tak obawiać rywala, i wystawać pół dnia pod kasami. Do spotkania przygotowała się także policja, która zgromadziła tego dnia spore ilości oddziałów, polewaczek, czy konnych funkcjonariuszy. Nie zabrakło też helikoptera, który dzielnie fruwał w przestworzach za pieniądze podatników. Operacja "Widzew" przewidywała przyznanie gościom jak najmniejszej liczby biletów, najchętniej zerowej. W końcu działacze ulegli i wydali standardowe 384 wejściówki. Kilkukrotnie za mało, gdyż chętnych do zaliczenia najbliższego wyjazdu nigdy nie brakuje. Bilety w pierwszej kolejności powędrowały do kibiców będących w Bytomiu, a następnie do fanów na codzień mieszkających w okolicach Bełchatowa. Ostatecznie pod bramami sektora gości stawiło się ok. 450 kibiców, z których 428 udało się wejść na obiekt. Część widzewskich fanatyków zamiast meczu wybrało patrolowanie miasta w poszukiwaniu przygód.
Na płocie fani RTS-u powiesili 4 flagi: "Chojny on tour", ogólnowidzewską wyjazdówkę "Discovery" oraz FC z Zelowa i oczywiście miejscowego FCB'91. Swoje miejsce na ogrodzeniu znalazło też kilka biało-zielono-czarnych szalików, które "znaleziono" po drodze, a które w trakcie zawodów uległy samozapłonowi ;) Po stronie GKS-u także widoczny mini-dywan z widzewskich barw, który także skończył swój żywot po kontakcie z racami. Pozowania do zdjęć na tle płonących szalików nie było wśród miejscowych końca. Oj przybędzie nowych zdjęć na naszej klasie. Młyn gospodarzy prezentował się na prawdę nieźle. Widać było, że nakręcana długi czas korba przyniosła pozytywny efekt i ubrani w okolicznościowe koszulki miejscowi od początku meczu ruszyli z dobrym dopingiem. O dziwo pierwsze "pozdrowienia" w kierunku czerwonego sektora słychać było dość późno. Jednak jak już kibice GKS-u rozkręcili się z bluzgami, to nie mogli się zatrzymać. Wcześniej jednak zaprezentowali bardzo ładną choreografię w postaci chorągiewek w białych i zielonych (naprzemiennie) kolorach oraz dużej ilości pirotechniki. Towarzyszył temu solidny doping.
W sektorze Widzewiaków doping dla łódzkich piłkarzy mocno mieszał się z szyderstwami kierowanymi do reszty stadionu. Wypominano miejscowym liczne spowiedzi na komendach, czmychanie tuż po meczu do domu z dobrze schowanym szalikiem, czy brak chęci do randki pomiędzy ekipami. Często pozdrawiane były najaktywniejsze na bełchatowskich terenach FCB oraz FC Zelów (reprezentanci obu grup w czasie meczu na mieście). Akcentowano do kogo tak na prawdę należy to miasto. Zwłaszcza hasło: "Jak wy wrócicie do domu?" wywoływało pianę na ustach samozwańczych władców Bełchatowa i potężną ilość gwizdów. Podziękowania za solidne i szczere zeznania na policji jak zawsze dostał wychowanek GKS-u Łukasz Sapela.
Wokalne popisy Gieksiarzy w drugiej części meczu już osłabły, ale i tak stadion przy Sportowej tak dobrze nie prezentował się chyba nigdy. Bełchatowski młyn intonował z dużą pompą "Miasto jest nasze...", co goście przyjęli z dużym rozbawieniem. Obiekt GKS-u eksplodował w samej końcówce meczu, kiedy we frajerski sposób obrona Widzewa podarowała im zwycięstwo, za co zawodnicy z Łodzi otrzymali stosowne nagany ustne od kibiców.
We frajerski sposób, tradycyjnie z resztą, zachowali się też po meczu Bełchatowianie, którzy poproszeni o oddanie swych zielonych koszulek zgodnie z obywatelskimi normami poinformowali o zdarzeniu panów policjantów. W wyniku tego powrót do domu jednego z łódzkich busów wydłużył się o godzinkę spędzoną na komendzie. Brak słów.
Podsumowując ten bliski wyjazd, Widzewiacy bez wyraźnej tego dnia korby na rywala, przynajmniej na stadionie. Łódzcy kibice potraktowali mecz, jak każdy inny ze średnio notowanym przeciwnikiem. Ostro reagowali na hipokryzję płynącą z sektorów gospodarzy oraz na brak ambicji własnych piłkarzy. Ci zaprezentowali się fatalnie. Poza harującym za trzech Piotrkiem Grzelczakiem, nikt nie zasłużył na choćby jedno dobre słowo.
Kibice GKS-u natomiast spięli się na pojedynek z Widzewem dość solidnie. W wyimaginowanych przez nich "derbach" wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Pokazali interesującą oprawę, momentami głośno ryknęli. Obiektywnie należy ocenić ich postawę ultras wysoko, jak na ich możliwości. Widać, że z roku na rok robią postępy w tej dziedzinie.

2010/2011 Wisła Kraków - Widzew Łódź

Puchar Polski 26.10.2010 (1:0)

 

Relacja

W kolejnym meczu Puchary Polski łódzki Widzew przegrał w Krakowie z tamtejszą Wisłą 0:1. Poniżej relacja z partyzantki związanej z "nielegalnym" wyjazdem.

Na meczu Pucharu Polski Wisła - Widzew Nas oficjalnie ZERO, z powodu zamkniętego sektora gości. Z kibicami Wisły nie podejmowaliśmy rozmów na temat wpuszczenia przyjezdnych na wiślackie trybuny. Mimo tego kilkudziesięciu fanatyków wyjazdowych (ok. 60)  wybrało się do Krakowa na własną rękę i oglądało mecz incognito wśród gospodarzy. Fani Wisły od początku spotkania usilnie próbowali zlokalizować fanów Widzewa wiedząc, że na pewno, są bo jak wiadomo Widzew jeździ zawsze i wszędzie. Troszkę osób zostało wyczajonych, kilku załapało się na klapsy, ale  po raz kolejny potwierdziło się, że nasza tradycyjna przyśpiewka "Jesteśmy zawsze tam..." to nie są puste słowa. BRAWA DLA OBECNYCH!

Fani Wisły wystawili kilkusetosobowy młyn, powiesili 4 flagi i dopingowali przez cały mecz. Na stadionie tego dnia zebrało się około 5. tysięcy widzów.

2010/2011 Wisła Kraków - Widzew Łódź

Puchar Polski 26.10.2010 (1:0)

 

Relacja

W kolejnym meczu Puchary Polski łódzki Widzew przegrał w Krakowie z tamtejszą Wisłą 0:1. Poniżej relacja z partyzantki związanej z "nielegalnym" wyjazdem.

Na meczu Pucharu Polski Wisła - Widzew Nas oficjalnie ZERO, z powodu zamkniętego sektora gości. Z kibicami Wisły nie podejmowaliśmy rozmów na temat wpuszczenia przyjezdnych na wiślackie trybuny. Mimo tego kilkudziesięciu fanatyków wyjazdowych (ok. 60)  wybrało się do Krakowa na własną rękę i oglądało mecz incognito wśród gospodarzy. Fani Wisły od początku spotkania usilnie próbowali zlokalizować fanów Widzewa wiedząc, że na pewno, są bo jak wiadomo Widzew jeździ zawsze i wszędzie. Troszkę osób zostało wyczajonych, kilku załapało się na klapsy, ale  po raz kolejny potwierdziło się, że nasza tradycyjna przyśpiewka "Jesteśmy zawsze tam..." to nie są puste słowa. BRAWA DLA OBECNYCH!

Fani Wisły wystawili kilkusetosobowy młyn, powiesili 4 flagi i dopingowali przez cały mecz. Na stadionie tego dnia zebrało się około 5. tysięcy widzów.

2010/2011 Wisła Kraków - Widzew Łódź

Puchar Polski 26.10.2010 (1:0)

 

Relacja

W kolejnym meczu Puchary Polski łódzki Widzew przegrał w Krakowie z tamtejszą Wisłą 0:1. Poniżej relacja z partyzantki związanej z "nielegalnym" wyjazdem.

Na meczu Pucharu Polski Wisła - Widzew Nas oficjalnie ZERO, z powodu zamkniętego sektora gości. Z kibicami Wisły nie podejmowaliśmy rozmów na temat wpuszczenia przyjezdnych na wiślackie trybuny. Mimo tego kilkudziesięciu fanatyków wyjazdowych (ok. 60)  wybrało się do Krakowa na własną rękę i oglądało mecz incognito wśród gospodarzy. Fani Wisły od początku spotkania usilnie próbowali zlokalizować fanów Widzewa wiedząc, że na pewno, są bo jak wiadomo Widzew jeździ zawsze i wszędzie. Troszkę osób zostało wyczajonych, kilku załapało się na klapsy, ale  po raz kolejny potwierdziło się, że nasza tradycyjna przyśpiewka "Jesteśmy zawsze tam..." to nie są puste słowa. BRAWA DLA OBECNYCH!

Fani Wisły wystawili kilkusetosobowy młyn, powiesili 4 flagi i dopingowali przez cały mecz. Na stadionie tego dnia zebrało się około 5. tysięcy widzów.

2010/2011 Wisła Kraków - Widzew Łódź

Puchar Polski 26.10.2010 (1:0)

 

Relacja

W kolejnym meczu Puchary Polski łódzki Widzew przegrał w Krakowie z tamtejszą Wisłą 0:1. Poniżej relacja z partyzantki związanej z "nielegalnym" wyjazdem.

Na meczu Pucharu Polski Wisła - Widzew Nas oficjalnie ZERO, z powodu zamkniętego sektora gości. Z kibicami Wisły nie podejmowaliśmy rozmów na temat wpuszczenia przyjezdnych na wiślackie trybuny. Mimo tego kilkudziesięciu fanatyków wyjazdowych (ok. 60)  wybrało się do Krakowa na własną rękę i oglądało mecz incognito wśród gospodarzy. Fani Wisły od początku spotkania usilnie próbowali zlokalizować fanów Widzewa wiedząc, że na pewno, są bo jak wiadomo Widzew jeździ zawsze i wszędzie. Troszkę osób zostało wyczajonych, kilku załapało się na klapsy, ale  po raz kolejny potwierdziło się, że nasza tradycyjna przyśpiewka "Jesteśmy zawsze tam..." to nie są puste słowa. BRAWA DLA OBECNYCH!

Fani Wisły wystawili kilkusetosobowy młyn, powiesili 4 flagi i dopingowali przez cały mecz. Na stadionie tego dnia zebrało się około 5. tysięcy widzów.