FK Metalurg Skopje (Macedonia)
pojemność sektora gości: | ... |
odległość: | 1534 km |
środek transportu: | samolot, pociąg, autokar, samochód |
strona klubu: | ... |
FK Metalurg Skopje (Macedonia)
pojemność sektora gości: | ... |
odległość: | 1534 km |
środek transportu: | samolot, pociąg, autokar, samochód |
strona klubu: | ... |
2 Runda Eliminacyjna Ligi Europy - 26.07.2012r. - godz. 2030 /0:3/
osób | w tym Braci | cena | zbiórka | powrót |
223 | 300zł + 20 Euro |
parking 900 |
Video
Relacja z wyjazdu
Mecze Ligi Europy to czas, kiedy można pojechać na wyjazdowe spotkanie poza granice kraju, na stadiony, które w normalnych warunkach nie byłoby nam dane zwiedzić. Tym razem zespół chorzowskiego Ruchu zmierzył się w drugiej rundzie eliminacyjnej z macedońskim Metalurgiem Skopje. W pierwszym meczu rozgrywanym przy Cichej "Niebiescy" pokonali rywali 3:1. Korzystny wynik dobrze wróżył przed rewanżem, który początkowo miał odbyć się w stolicy Macedonii - Skopje, ale ze względu na mecz lokalnego rywala w eliminacjach Ligi Mistrzów, spotkanie przeniesiono na mały stadion do Kumanova. Chorzowscy kibice początkowo mieli otrzymać 250 wejściówek, a po negocjacjach ta liczba wzrosła do 500. Po "interwencji" delegata UEFA (?) stanęło jednak na 217 wejściówkach w astronomicznej kwocie 20 euro oraz kilkudziesięciu biletach w jeszcze ciekawszej kwocie 30 euro. No ale cóż, czego nie robi się dla ukochanej drużyny w imię trzech słów "jesteśmy zawsze tam...". Kibice Metalurga nie chcieli się pofatygować do Chorzowa. Jednak kibice Ruchu nie wyobrażali sobie, by mogło ich zabraknąć na tym egzotycznym wyjeździe. Szybko znalazło się grono chętnych na autokarowo-samochodowy wyjazd na Bałkany. Zbiórka na rozgrywany w czwartek 26 lipca mecz zaplanowana była dzień wcześniej o godzinie 9:00, jednak z powodu lekkiej awarii w jednym z autokarów, główna grupa wyjechała z parkingu klubowego o 12:15.
Dwa autokary oraz samochody ruszyły w kierunku Czech i tu pojawiła się niespodzianka. Dzielni polscy policjanci zorientowali się, że kibice Ruchu jadą na mecz i w ostatniej chwili pędzili na złamanie karku, żeby zatrzymać nas na metr od czeskiej granicy w celu spisania danych. Takie bezproblemowe poruszanie się po strefie Schengen funduje polska policja obywatelom, posiadającym "niebezpieczne" pasje. Podróż przez Słowację autokarów z głównej zbiórki oraz zmierzającego osobno autokaru "Niebieskiego Południa" przebiegła już w miarę spokojnie, nie licząc dwóch incydentów malarskich, za które należało uiścić opłatę w europejskiej walucie ;) Dalsza droga już 3 autokarów nie obyła się bez kolejnych atrakcji. Na Węgrzech otrzymujemy informację, że jeden z busów miał awarię i musimy ich zgarnąć z trasy. Szybkie rozeznanie telefoniczne i czekamy na węgierskiej stacji na chłopaków jadących już spod Budapesztu taksówką. Dłużący się czas zaowocował wyjazdowymi promocjami, co zakończyło się interwencją policji węgierskiej. Po szybkim załagodzeniu sprawy udaliśmy się w dalszą podróż już ze sporą obstawą. Po drodze dobijają jeszcze do nas kolejni kibice, podróżujący na mecz autami. Kolejny postój w Serbii to chwila relaksu dla ciała i ducha. Kibice mogli zjeść jakiś ciepły posiłek, wykąpać się oraz rozchodzić nogi po męczącej podróży. Droga przez Serbię to tylko pasmo pustych dróg, opustoszałych stacji benzynowych, pustych, szarych domów z pomarańczowymi dachówkami oraz niekończące się pola kukurydzy. Czyli generalnie brud, smród i ubóstwo. Dalej czekała już nas tylko przeprawa przez granicę serbsko-macedońską.
Po dotarciu około godz. 13 do Kumanova zostaliśmy odwiezieni przez policję na opustoszały zajazd, gdzie oprócz knajpy nic ciekawego do robienia nie było. Pomimo próby zatrzymania nas na tym "ranczo", postanawiamy ruszyć w stronę pobliskiego basenu. Kilku policjantów z odstającymi brzuchami nie było nas w stanie powstrzymać :) Przed naszym przyjściem brama basenu została zamknięta na łańcuch. Policja i pracownicy obiektu tłumaczyli to tym, że basen jest wynajęty przez jakieś półkolonie, że wody jest tylko po kolana, że jest nas dużo, i że z alkoholem nie wolno wchodzić. Powodów, by nas nie wpuścić było dużo i ostatecznie pozostajemy poza obiektem. O godz. 16 zbieramy się do autokarów i ruszamy w stronę miejsca rozgrywania spotkania, bo stadionem tego nazwać nie można. Przy autokarach już stoją wozy opancerzone z jakimiś działkami czy innymi wyrzutniami rakiet na dachu, a między naszymi autokarami i autami jakiś pastuch gania stado krów - generalnie swojsko :) Po drodze podziwiamy jeszcze miejscowy krajobraz niczym z 13 dzielnicy, dodatkowo gdzieś płonie śmietnik, miejscowi mijają nas na chopperach własnej roboty z silnika do kosiarek i skrzynki po jabłkach oraz dokręconymi 4 kołami. Po dotarciu do miejsca docelowego nie można było uwierzyć, że na taki "stadion" zafundowano nam bilety po 20 euro. W Polsce ten obiekt nie spełniałby warunków drugoligowych, a co dopiero rozgrywać na nim mecz eliminacji ligi europejskiej. Gdyby się uprzeć, to na mecz można było wjechać nie tyle z bramą, co z... murem, gdyż jedną trybunę ogradzał tylko mur z pustaków. Pod stadionem, oprócz nas, obecni byli już w większości kibice, którzy dojechali samochodami oraz oddziały policji wyglądające jak wojsko. Przy wchodzeniu na obiekt okazało się, że jesteśmy jak na razie jedyną grupą, bo miejscowych nie stwierdzono. Gdzieś w oddali ukazały się dwa wojskowe samochody z polskimi żołnierzami stacjonującymi w Kosowie, dodatkowo jakieś autokary z miejscową polonią czy innymi policjantami na misjach, którzy chcieli wejść do nas na sektory z szalikami Polski, Falubazu czy innej Unii Oświęcim.
Nasza zdecydowana postawa spowodowała, że na mecz mogli wejść, ale nie było mowy, żeby zasiedli z kibicami Ruchu w sektorze gości. Przed meczem wszyscy obecni wyjazdowicze zasiedli w sektorze gości, czyli 223 osoby. Ponadto co najmniej 3 samochody miały jednak problemy techniczne i nie dojechały. Na płotach wywieszonych zostało 6 flag: "P/R\F", "NRŚL", debiutująca wjazdówka Świętochłowic, "Radlin", "N/R\K", "Blue Ireland", mała fanka Górnego Śląska oraz celtyk. W drugiej połowie pojawił się transparent "POZDROWIENIA DO WIĘZIENIA" z ksywami dobrych chłopaków przebywających na przymusowych wakacjach. Już przed meczem zaznaczamy swoją obecność głośnym "Jesteśmy zawsze tam...", a przez 90 minut meczu jedziemy z bardzo dobrym dopingiem, który niósł się po okolicy. Dodatkowym plusem był fakt, że piłkarze grali bardzo dobrze, więc z czystym sumieniem można było zaśpiewać "Kto tak gra, kto tak gra jak my gramy, kto tak gra jak Ruch Chorzów kochany, jeden gol, drugi gol, trzeci leci na tablicy 3:0 się świeci", czy też "Dzisiaj jest dzień, który dał nam Pan...". Słowo o fanach macedońskich. Z nami na stadionie było maksymalnie 1.500 osób, z czego większości to miejscowi, a dowiezieni busami kibice Metalurga to w większości stare chłopy skupione na oglądaniu meczu.
W taki sposób z powodu braku jakiejkolwiek rywalizacji na trybunach, mogliśmy zrobić to, co wychodzi nam najlepiej, czyli dobrze się bawić również bez koszulek (co przy wysokiej temperaturze było wręcz wskazane). Po zakończeniu meczu zrobiliśmy mały pokaz pirotechniczny. Fakt ten jedynie podkręcił zabawę po wygranym meczu, kiedy to podchodzących piłkarzy witał szalejący w dymie z białych i niebieskich świec sektor Niebieskich Fanatyków, odpalających spontanicznie race. Po twarzach piłkarzy widać było ogromną radość nie tylko z wysokiego zwycięstwa dającego pewny awans, ale z faktu, że znów - nawet tysiące kilometrów poza Chorzowem - wspierali ich Niebiescy Wariaci, którzy dla Ruchu są stanie poświęcić wszystko, byleby tylko jechać na wyjazd i dać z siebie wszystko. Zresztą słowa śpiewanej piosenki nie dają złudzeń "Ruchu Nasz ukochany, My wspieramy zawsze Cię, głośny doping meczy wygrany to dziś dla Nas liczy się... Cały świat przemierzamy Tyś potęgą wielką jest, za te barwy zwyciężamy, płynie w Nas niebieska krew...". W czasie meczu kilka razy pozdrawiamy kibiców Elany Toruń oraz Widzewa Łódź, którzy wspierali nas na tym meczu. Elanowcy pojawili się w 6 osób, Widzewiacy w 12, a dodatkowo jedno auto nie dojechało. Ogromne dzięki za wsparcie! Po meczu śpiewamy jeszcze z piłkarzami m.in. "Kto wygrał mecz", a zawodnicy dziękując nam za wsparcie, rzucają nam koszulki meczowe, o które toczyła się zacięta bitwa na trybunach ;) Jeszcze chwilę siedzimy na sektorze, po czym zawijamy się do autokarów i podziwiając egzotyczne widoki na mieście, śmiesznych "opalonych" miejscowych oraz ich lokalne choppery ;) kierujemy się do domów. Na serbskiej granicy przyszło nam spędzić około 1,5 godziny, czekając na przymusową eskortę policji.
Około 21 ruszamy dalej, ale za kilkadziesiąt kilometrów znów robimy postój, aby uzupełnić zapasy oraz aby się odświeżyć przed dalszą drogą. Postój się przedłużył, a kierowcy autokarów po raz kolejny zarzucili focha, nie chcąc nam puszczać muzyki, filmów oraz nie zatrzymując się na następnych postojach, za co przez całą drogę byli nękani ;) Serbowie szybko chcieli się nas pozbyć z kraju, prowadząc nas środkiem drogi na sygnale, tak że wszystkie samochody musiały zjeżdżać na pobocze. Podobna sytuacja miała miejsce na Węgrzech i na Słowacji. Widać chcieli mieć nas/kłopot jak najszybciej z głowy ;) W autokarach natomiast podobnie jak w drodze na mecz, trwał jeden wielki melanż i dobra zabawa. Jedynie alkohol dosyć szybko się kończył, a kierowcy znów jak na złość nie chcieli się nigdzie zatrzymywać ani również podjechać z Nami na węgierski Balaton. Jedynie autokar Niebieskiego Południa urwał się, ponieważ korzystali oni z usług innego przewoźnika. Natomiast główna grupa wyjazdowa męczyła się z gamoniami słuchającymi poleceń eskortującej policji. Po długo oczekiwanym i wymuszonym postoju spędziliśmy około 1,5 h na słowackim zajeździe, co chwila mijając wycieczki z Polski. Chwila przerwy na regenerację sił i wyruszyliśmy w dalszą drogę. W Chorzowie zameldowaliśmy się o godz.18:15 w piątek. I tak zakończył się męczący, ale dający dużo satysfakcji 56-godzinny wyjazd, nie wliczając trzy godzinnego opóźnienia na samym początku wyprawy. Kto mógł, a nie pojechał na ten mecz, może jedynie żałować, bo ominęła go fantastyczna przygoda na kibicowskim szlaku. A to właśnie wyjazdy, szczególnie te dalekie i egzotyczne są kwintesencją fanatyzmu piłkarskiego i właśnie dla tych chwil warto żyć i poświęcić wiele. Dziękujemy jeszcze raz piłkarzom za zwycięstwo i awans, zgodom za wsparcie a sobie, że nadal jesteśmy pierdolnięci na punkcie Ruchu i nigdy nam się to nie znudzi ;)